No cóż, może to wiosna, a może po prostu wchodzimy w bardzo niebezpieczny wiek, kiedy to przeżywa się drugą młodość i niektórym "odbija". ;) Hmm, niewątpliwie nam też odbiło. Piszę nam, bo ja i mój mąż zakochaliśmy się. I to niestety wcale nie na nowo w sobie nawzajem. ;) Obiekty naszych permanentnych myśli spadły na nas nagle i nieoczekiwanie, jak kwietniowe pierwsze kolory. Tak to często z miłością bywa. Bo czy mogłam przewidzieć, że tak mnie szydełko zauroczy? Tak pochłonie, tak owinie wokół palca? ;) Nowa miłość męża też jest zaskoczeniem, bo dotyczy samochodu. Samochód jak samochód, miał być sprawny i wozić nas, gdzie chcemy. Nigdy hopla na tym punkcie nie miał. Ale teraz hopel się pojawił. :)
Tak, czy inaczej, chyba wybraliśmy sobie całkiem niegroźne w konsekwencjach romanse. Myślę, że małżeństwo przetrwa etap naszej drugiej młodości. :)) Chociaż... łatwiej jednak poderwać kobitkę na samochód niż złapać na szydełko mężczyznę. :))
O szydełku opowiem Wam w następnym poście, bo już co nie co o tym wiecie, a dziś będzie o samochodzie. W związku z nową miłością byliśmy w weekend na naszym pierwszym rajdzie. Na początek wybraliśmy lajtową wersję połączoną z rodzinną włóczęgą po mniej znanych zakątkach Pomorza. Później przyjdzie czas na wyczyny bardziej ekstremalne. :) Pogoda dopisała, było słonecznie i bardzo ciepło. I w takich przyjemnych okolicznościach przyrody oraz w towarzystwie około 20 terenówek pokonaliśmy ponad 100 kilometrów trasy rajdu.
Nie obyło się bez przygód, bo choć trasa nie była skomplikowana, to miejscami bywało ciężko. ;)
Po drodze zwiedziliśmy między innymi Wilkowo Nowomiejskie (powiat lęborski) - niepozorne miejsce słynące z największej liczby rekordów Guinessa w Polsce. Ich bicie odbywa się w maju na tak zwanych wilkowskich majówkach (jeśli ktoś jest zainteresowany, można sprawdzić termin tegorocznej imprezy i jakie w tym roku będą podjęte próby bicia rekordów). A światowymi rekordami w Wilkowie są już między innymi: najdłuższa jeżdżąca hulajnoga (20 m i 18 cm), największa serwowana polewka, największe kaszubskie nuty, największe drewniane koło o średnicy 3 metrów i 63 cm, czy największy drewniany chodak ważący ponad 4,5 tony. ;)
I atrakcja, która mnie najbardziej zauroczyła to pałac na wodzie z XVIII wieku, a właściwie jego ruiny. W miejscowości Karżniczka stoi niszczejący obiekt otoczony z
wszystkich stron wodą. Od przylegającego do niego stawu zostały wyprowadzone szerokie kanały wodne, które otaczają pałac. Był też park w stylu angielskim, po którym zostały tylko kamienne balustrady. Niestety odkąd trafił w prywatne ręce coraz bardziej popadał w ruinę, a na domiar złego w 2009 roku został podpalony. Od tamtej pory nikt o niego nie dba. I tak smutno kończy kolejny nasz polski zabytek....
Tak wyglądało jeszcze w 2009 roku
Po drodze w oko wpadła mi też ta urokliwa, ludowa kapliczka przydrożna.
Nie obyło się bez przygód, bo choć trasa nie była skomplikowana, to miejscami bywało ciężko. ;)
Jest też największa cegła o długości 73 cm, którą udało się wypalić dopiero za sześćdziesiątym razem i najdłuższy stół biesiadny wykonany w całości z jednego kawałka daglezji o długości 36 m i 18 cm.
No i najdłuższa deska (40m 81,5cm), która w 2009 roku zdetronizowała tę w Szymbarku (36,83). Szymbark nie dał sobie jednak odebrać palmy pierwszeństwa i trzy lata później, w czerwcu 2012 roku pobił oba poprzednie rekordy wystawiając deskę o długości 46,53 cm! Tak że deska w Wilkowie nie jest już najdłuższa na świecie, ale i tak jest imponująco długa.
Widzieliśmy też ostoję bobrów. Chociaż ich samych niestety nie wypatrzyliśmy, to efekty pracy ich ząbków, jaki i przemiany materii, jak najbardziej! ;)
Niedaleko Słupska na podłużnym, jedynym w tej okolicy, polodowcowym pagórku stoi w stanie rozpadu kamienna wieża zwieńczona żelaznym zniczem. Podobno nikt nie wie, kto, po co i kiedy ją postawił. ;) Ale popatrzeć na nią sobie można. ;)
Tak wyglądało jeszcze w 2009 roku
![]() |
http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/4801/Karzniczka |
![]() |
http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/4801/Karzniczka/ |
Jak sobie wyobraziłam jak pięknie musiał pałac i ogród wyglądać za czasów świetności, to aż żal, że taki koniec go spotkał. Piękne, wysokie na około 4 metry pokoje, ogromne okiennice i zwieńczenia, rabaty różane... musiało być pięknie. A teraz połamane ramy drzwiowe i okienne leżą na stercie śmieci... Ech.
Byliśmy też na granicy... dawnego Państwa Krzyżackiego. W szczerym polu
odnaleźliśmy kamień graniczny z początków XIV wieku. Dzieciaki pobiegły
do drugiego, wypatrzyły też kolejne - tak właśnie przebiegała granica
posiadłości Zakonu Krzyżackiego. Jako ciekawostkę powiem Wam, że
znalazły się takie osiłki, które dały radę ukraść ten głaz. Sprawców
jednak odnaleziono i kamyczek musieli odwieźć na miejsce. ;)


![]() |
Po środku widać krzyż. Mam nadzieję, że widać. ;) |
Po drodze w oko wpadła mi też ta urokliwa, ludowa kapliczka przydrożna.
Zadowoleni i umiarkowanie brudni :) późnym wieczorem dotarliśmy do bazy na ognicho i insze atrakcje!
Nowa miłość taty wszystkim domownikom bardzo się spodobała i już czekamy na kolejny rajd. :)
Pozdrawiam serdecznie
Ewa