Skoro dzisiaj mamy czwartek i to w dodatku tłusty, nie obędzie się bez pączków. Od trzech lat robię pączki z przepisu Siostry Anieli, znanej z kucharzenia siostry zakonnej. Jej przepis bardzo przypadł mi do gustu ze względu na łatwość wykonania. Może będziecie chciały zrobić na Ostatki, albo przy innej okazji (przecież pączków wcale nie trzeba robić tylko raz w roku!).
Potrzebne będą:
- 0,5 kg mąki
- 1 szkl. mleka
- 100 g cukru
- 50 g stopionego masła
- 50 g drożdży
- 4 żółtka
- olejek (np. rumowy albo waniliowy)
- sól
Mleko podgrzać z łyżką cukru i do ciepłego wkruszyć drożdże. Zostawić aż "ruszą", a w międzyczasie do dużej miski wsypać mąkę, resztę cukru, żółtka, olejek oraz troszeczkę soli. Dodać drożdże oraz ciepłe masło i wyrobić ciasto. Zostawić do wyrośnięcia. Potem na stole podsypanym mąką wałkujemy ciasto na prostokąt i nakładamy marmoladę, dżem, czy konfiturę w dwóch rzędach i w odpowiednich odstępach. Ja delikatnie zaznaczam sobie szklanką, gdzie będą pączki i wtedy w środek kapię nadzieniem. Następnie drugą połową ciasta nakrywamy te nasze przyszłe pączki i szklanką wykrawamy. Radzę nie brać zbyt dużej "wycinarki", bo one i tak zwiększą objętość podczas smażenia. Z tej porcji u mnie wychodzi ok. 20 takich akurat pączków. Tak przygotowane odpoczywają sobie, gdy my rozgrzewamy tłuszcz w dużym garnku (może być smalec, może być olej). Pamiętajcie, żeby nie rozgrzewać tłuszczu do "czerwoności", bo pączek wcale się nie usmaży, tylko zwęgli, a w środku będzie nadal surowy. Dlatego wrzucamy najpierw jednego delikwenta i gdy zacznie się rumienić, i lekko pienić wrzucamy kolejne (tylko nie za dużo, bo pamietajcie, że one rosną). Najlepiej wrzucać na lekko gorący tłuszcz - u mnie na płycie na numerze 5 i często obracać. Lepiej częściej pomachać szpatułką robiąc im karuzelę kilka razy, niż tylko raz obrócić na druga stronę. I to tyle.
Zobaczcie, jak prosto i szybko się je robi |
Podobno, jeśli ktoś nie zje ani jednego pączka w Tłusty Czwartek, nie będzie mu się w tym roku za dobrze wiodło. A zatem, choć na jednego symbolicznego pączka warto się dzisiaj skusić, by zapewnić sobie pomyślność na cały rok! ;)
Nie da się ukryć, że nadal mamy zimę. I choć nieco spuściła z tonu, wszystko się jeszcze może zdarzyć, wszak to dopiero początek lutego! Na wielu blogach już od dawna wiosna zaklinana, a ja sobie cierpliwie czekam na jej prawdziwe oznaki za oknem.
Taka chwilowa zamieć odwiedziła nas parę dni temu... |
ale moje szafirki nic sobie z tego nie robią! |
Jak widać w przyrodzie też są indywidualiści, którzy idą pod prąd. :) I dzięki temu mam odrobinę wiosny zimą. Zresztą nie tylko z powodu wiosennych kwiatków. Ale po kolei...
Nie jestem hipochondryczką, ani histeryczką, ale widocznie za dużo miałam ostatnio silnych wrażeń, bo moje niedawne zachowanie odbiegało nieco od normy. Otóż, pewnej nocy poczułam, że zaczyna mi pulsować ręka i strasznie swędzi. Ale jak to w nocy, człowiek zmęczony i "ugorączkowany" zaczął się drapać śniąc, że będzie się jutro witał z gośćmi (bo to prawa ręka była). Niestety rano, gdy mój wzrok padł na nieszczęsną kończynę, a następnie impuls z oka dotarł do obolałego mózgu, który to po chwili nadał sygnał, że to nie sen, "wyskoczyłam" z łóżka, wydostałam się z izolatki i popędziłam po ratunek do rzeczowego męża. Jak zapewne wiecie męski punkt oceny sytuacji bardzo często stoi w poważnej opozycji do punktu kobiecego i zdarza się, że czasem się przydaje. Tak więc od progu powitałam męża przerażonym:
- Coś się stało z moją ręką.
- Co się stało? - spytał rzeczowo mąż, chcąc zdobyć bardziej konkretne informacje.
- Spójrz jak mi spuchła - i podsuwam do oględzin dłoń jak szuflę do chleba, bez nadgarstka, zakończoną pięcioma serdelkami - chyba przedawkowałam leki!
Nie kryjąc zaskoczenia moim mało logicznym wnioskiem, rzeczowy mąż stwierdził, że po pierwsze nie mogłam przedawkować, bo brałam ich co kot napłakał (no tak, ale jak na mnie to i tak za dużo, plus te silne dożylne, to na bank przedawkowałam), a poza tym od tego nie puchną ręce.
- Coś cię musiało uczulić...
- No właśnie mówię: przedawkowane leki mnie uczuliły! Zobacz, już nadgarstka nie widać. Jeszcze chwilę, a zakażenie dotrze do serca i po mnie. - Tu zaczęłam roztaczać pogrążonemu w oględzinach mężowi wizję, jak to zostanie wdowcem z trójką dzieci i sobie oczywiście nie poradzi..., gdy usłyszałam:
- Albo coś cię ugryzło.
Już chciałam prychnąć na męża, że co niby może ugryźć w środku zimy, przy 14-stopniowym mrozie za oknem, gdy nagle wszystko stało się jasne. O niewdzięczne pajączki, już po was! Okazało się, że wraz z bożonarodzeniową choinką przygarnęłam pod swój dach cztery pajączki. Żal mi się zrobiło biedaków, sumienia nie miałam, aby ich na pewną śmierć skazywać przez wyrzucenie z domu, więc stwierdziłam, że jakoś się pomieścimy i do wiosny razem przetrwamy. Tak się z gościny ucieszyły, że z przerażeniem patrzyłam jak zamieniają mój dom w strych w tempie zastraszającym! Z pewnością głód dawał o sobie znać, bo tkały na potęgę swoje pajęczyny gdzie popadło. Ale muchy ani na ząb. Więc tak się za dobre serce odwdzięczyły - kąsając rękę, która im życie darowała. No, ale czego można się spodziewać po insektach? Już się odgrażałam, że je zaraz wyłapię i na klatkę wyrzucę, ale pod ziemię się zapadły i od tamtej pory słuch po nich zaginął. Chyba zrozumiały swój błąd, tak sądzę. Niech no tylko się pokażą! Nu pagadi!
Pozdrawiam słodko
Ewa
Pączki wyglądają przepysznie:) Dużo lepiej niż te, które dziś kupiłam:p
OdpowiedzUsuńMoże troszkę ciemne, ale dobre. Jak tam sesja?
UsuńPozdrawiam
To mnie nastraszylas, z tym niepowodzeniem jak sie nie zje poczka, skad ja teraz paczki wezme :-)chyba bede zmuszona robic, bo nie wiem czy tu u mnie gdzies dostane.Oczywiascie zartuje, ale widzac wszedzie takie pysznosci coraz bardziej ochoty nabieram :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Grazyna
Mam nadzieję Grażynko, że się skusiłaś i znalazłaś dobrego pączka w okolicy? :))
UsuńDziekuję za odwiedziny!
Pa
Milo mi ,ze wpadlas mnie odwiedzic :-)
UsuńSkusilam sie skusilam, ale na zrobienie poraz pierwszy paczkow :-) Ciasto wyszlo znakomite, bo nie poraz pierwszy robilam drozdzowe ciasto, wyrosly tez wspaniale i do tad bylo wszystko super. Okazalo sie tylko potem , ze w samym sirodku, na okolo marmelady zostalo troche ciasta surowego, wiec chyba za krotko je smazylam.
:))
UsuńJa też popełniłam ten błąd za pierwszym razem - wrzuciłam pączki na zbyt rozgrzany olej, dlatego szybko się zrumieniły (a właściwie prawie zwęgliły) ;), a w środku były surowe. Dlatego wspominałam o temperaturze, aby nie była zbyt wysoka. Ale za pierwszym razem zawsze coś nie wyjdzie! Cieszę się, że skorzystałaś z przepisu i mam nadzieję, że nie zraziłaś się do robienia pączków. Za drugim razem wyjdą na pewno lepsze! :))
Pozdrawiam
Pączki wyglądają baaaardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńA z ręką to mnie nastraszyłaś....mam nadzieję że już wszystko dobrze. Ale że tak od pająka?? Ach nie dobre! Nie bez kozery ich nie lubię :)
Dziękuję!
UsuńTak, po dwóch dniach już opuchlizna zeszła, ale tez się wystraszyłam! :))
Pa
A mówiłam Ewa pogoń je to Ty nie...dla każdego kąt znajdę no i masz...bryyyyy!!! A pączki mniam, ślinka mi leci :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A skąd ja miałam wiedzieć, że one tak mi się odwdzięczą?! :)
UsuńPa
Wyglądają cudownie te początki.... a ja się kupnymi musiałam zadowolić ;( co nie mam natchnienia na pieczenie, smażenie...
OdpowiedzUsuńAle zaliczone, zjedzone ;)
Zjedzone - to się liczy się! :))
UsuńDo wszytskiego trzeba mieć melodię. ;)
Pa
No to mnie się będzie DOBRZE WIODŁO w tym roku:)))zaszalałam z pączkami.Kupne,ale za to różne i z różnych miejsc.No to próbowałam...
OdpowiedzUsuńJeszcze młody wypróbował jakiś meksykański przepis.Coś w rodzaju pączków,ale kształtem bardziej przypominające chrusty i maczane w roztopionej czekoladzie.Palce lizać...Już ruszać się nie mogę...
No cóż.Jest taki dzień,tylko jeden raz do roku...
Jak to mi się poprawiło.Kiedyś i ja smażyłam górę pączków ,chrustów a chłopcy to wszystko w mig pochłaniali aż się chciało robić.
Ściskam.Olka
Ooo, to bardzo dobrze! :)) W końcu takie pączkowe szaleństwo jest raz do roku. Na szcczęście. ;)
UsuńO rany, brzmi bajecznie. Może zdradzi przepis? Bo ja chruściki na Ostatki robię, to może bym wypróbowała.
Ciekawe, czy ja się kiedyś doczekam, że to moje dzieci będą piekły....a ja będę degustować?
Pa
P.S.
OdpowiedzUsuńWierzę,że doczekam się tego maila:)
A na Twoich zdjęciach widać,że tez masz pomocników:)))
Pozdrawiam.Olka
Zaraz odpiszę. :)))
UsuńW tym roku M. wiernie mi pomagał od początku do samego końca.
Uściski
Po pierwsze bardzo smakowite pączki:) Po drugie widzę, że nie tylko ja przywołuję wiosnę szafirkami:) Co do pająków, rok temu i dwa lata temu miałam podobną sytuację, za pierwszym razem stopa spuchła mi tak, że nie byłam jej w stanie włożyć do buta, byłam nawet na pogotowiu, lekarz stwierdził boleriozę, kazał natychmiast przyjmować antybiotyk, co też uczyniłam, bolało prawie tydzień, wyglądało okropnie, ale boleriozę wykluczono, rok temu powtórka, ale w wersji lżejszej, jednak swędzenie nie do zniesienia, współczuję i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!!
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)) Wbrew pozorom ukąszenia takich małych i niepozornych owadów najbardziej uczulają. Nie wiem dlaczego? Po dwóch dniach już było dobrze. Bolerioza, o rany - boję się samego słowa. Ale dobrze, że to nie to. Wyobrażam sobie nogę!
UsuńPozdrowionka
No pięknie pająki odwdzięczyły się za Twoją gościnę ;) No ale dobrze, że nie stało się nic złego, bo z uczuleniami to bywa różnie.
OdpowiedzUsuńPączki super. Jeszcze nigy nie robiłam a uwielbiam takie własnej roboty.
W tłusty czwartek udało mi się zjeść takich 3 :)