Nadal liście sypią się na głowę. Kolorowe, szeleszczące, zwyczajne liście codzienności, których urodę ledwo dostrzegam. Nadal chodzę nieprzytomna po zmianie czasu - na ten właściwy, naturalny. Nadal zaczynam każdy dzień od czyszczenia parkietu, bo koty przestały korzystać tylko z kuwety. Nadal czuję sie pognieciona jak jesienne liście i nie mogę wykrzesać z siebie chęci do działania. Urok ktoś rzucił, czy jak? Nadal czekam na powrót męża. I na spokój ducha.
I nadal przechadzam się pod rękę z melancholią podszytą dziwnym smutkiem, ale nie chcę Was cały czas zamęczać refleksyjną moją odsłoną. Próbowałam się zmobilizować i coś napisać, ale... nie mogę. Chciałam zrobić jakiekolwiek jesienne zdjęcia, mam w domu malutkie dynie ozdobne i fioletowe marcinki, ale... po prostu nie mogę. Choć za oknem piękna jesień (już listopadowa, a wciąż piękna) ja czuję się, jakbym była skuta lodem. Przemogłam się z trudem i przygotowałam mały jesienny post kulinarny. Co prawda zdjęcia nieciekawe, bo zbyt ciepły mus nałożyłam na bitą śmietanę i spłynęła nieco, zamiast stać na baczność. Ale aj tam! Niech to będzie post ku poprawie humoru.
Gdy w jesiennym numerze "Piękno&Pasje" zobaczyłam ten przepis, wiedziałam, że muszę go wypróbować! W wykonaniu do najszybszych ciast co prawda nie należy, ale w końcu raz w roku na cześć jesieni można takie przygotować, tym bardziej, że nie jest wcale taki znowu pracochłonny (mnie wykreowanie tej pyszności razem z pieczeniem, ale nie licząc drylowania śliwek zajęło ponad godzinę). A gdy ktoś jesienią jakieś ważne daty obchodzi (bo my wszyscy wiosenni), to tym bardziej polecam. Bo oryginalny, ciekawy w smaku i w ustach znika błyskawicznie. ;)
CIASTO ŚLIWKOWE (lekko zmodyfikowane)
Najlepiej zacząć do przygotowania musu śliwkowego, bo w trakcie przygotowywania ciast będzie się on w tym czasie już chłodził.
Mus śliwkowy:
1 kg śliwek
70 g cukru
pół łyżeczki cynamonu
szczypta mielonych goździków
40 ml rumu
żelatyna
Pokrojone na połówki śliwki zagotować z cukrem i przyprawami przez 5 minut, potem dodać rum i odstawić do ostygnięcia.
Ciasto kruche:
200 g mąki
120 g masła
50 g cukru (brązowego)
op. cukru waniliowego
pół proszku do pieczenia
Odkąd poznałam sposób na kruche ciasto Marty Gessler inaczej już nie robię. Nie męczę się z ucieraniem zimnego masła z mąką (och, jak ja tego nie lubiłam), tylko myk rozpuszczam masełko i ciepłe mieszam z pozostałymi składnikami. Wylepić formę i piec ok. 10 min w 220 st. A w tym czasie przygotowujemy...
Ciasto typu biszkoptowego:
2 jajka
50 g cukru
100 g mielonych orzechów
pół tabliczki startej czekolady
1 łyżka mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Żółtka utrzeć z cukrem, dodać ubite białka i na końcu pozostałe składniki delikatnie wymieszać. Przełożyć do formy i piec ok. 20 minut w 180 st.
Przełożenie:
konfitura porzeczkowa, malinowa lub inna
opakowanie marcepanu
kubek śmietany kremówki
Tymczasem na kruchym cieście możemy rozsmarować konfiturę z czarnej porzeczki (ale równie dobrze sprawdzi się malinowa). Przykrywamy rozwałkowanym marcepanem i na to kładziemy nasz orzechowy biszkopt. Na wierzch ubita śmietana (z łyżką cukru pudru i ewentualnie op. cukru waniliowego). Żelatynę rozpuścić według zalecenia i dodać do musu. Zakładamy opaskę od formy, wykładamy śliwkowy mus i chowamy do lodówki, aby stężało. Później zdejmujemy obręcz i boczki odsypujemy płatkami migdałowymi. Na wierzch możemy również kapnąć bitą śmietaną - wersja dla rozpustnych. ;) Mniam!
Gdy jestem w kuchni, przy stole tuż obok dzieci odrabiają lekcje lub rysują, bawią się, albo grają mi do kotleta na pianinie. ;) Nie wyganiam ich do swoich pokoi, choć bałagan potrafią zrobić na calusieńkim naprawdę sporym stole, ale dzięki temu jesteśmy razem. Jakiś czas temu gdy Najmłodsze krążyło po orbicie domowej w dowolnie obranych kierunkach, Najstarszy odrabiał lekcje, a na przeciwko niego siedziała córcia i jak zwykle coś cichutko i w skupieniu pisała (bo jak nie rysuje, nie lepi, nie wycina, to pisze) pytając się co rusz o pisownię. Od pewnego czasu bardzo polubiła pisanie książeczek, w których opisuje wydarzenia z życia wzięte ;) lub wymyśla przeróżne własne historie. Często dzieli je na rozdziały, którym nadaje tytuły. Chowam je wszystkie na pamiątkę jako cenne skarby.
Ostatnia książeczka jest o jesieni. Podzielę się z Wami wstępem z owej książeczki, póki jest jeszcze na czasie. ;) Tekst w oryginale, bez żadnej korekty. A zatem zapraszam na wczesnowiosenną (bo córcia ledwo skończyła 7 lat) prozę: :))
"Jesień jest deszczową porą roku. Z drzew spadają kolorowe liście, niedźwiedzie powoli zapadają w sen zimowy, ptaki w Afryce ogrzewają się aż miło, lecz w Polsce są dni coraz krótsze. W jesieni są góry kolorowych liści i bardzo lubię się w nich tarzać to jest takie fajne! chociaż? Tak! Mogę teraz! Pędzę co sił w nogach! He hy ho no nareszcie jesień!"
Cudne, prawda? :))
Jednych liście sypiące się na głowę przygnębiają, innych bawią... Może by tak spróbować spojrzeć oczami dziecka?
Pozdrawiam oczywiście jesiennie
Ewa
I nadal przechadzam się pod rękę z melancholią podszytą dziwnym smutkiem, ale nie chcę Was cały czas zamęczać refleksyjną moją odsłoną. Próbowałam się zmobilizować i coś napisać, ale... nie mogę. Chciałam zrobić jakiekolwiek jesienne zdjęcia, mam w domu malutkie dynie ozdobne i fioletowe marcinki, ale... po prostu nie mogę. Choć za oknem piękna jesień (już listopadowa, a wciąż piękna) ja czuję się, jakbym była skuta lodem. Przemogłam się z trudem i przygotowałam mały jesienny post kulinarny. Co prawda zdjęcia nieciekawe, bo zbyt ciepły mus nałożyłam na bitą śmietanę i spłynęła nieco, zamiast stać na baczność. Ale aj tam! Niech to będzie post ku poprawie humoru.
Gdy w jesiennym numerze "Piękno&Pasje" zobaczyłam ten przepis, wiedziałam, że muszę go wypróbować! W wykonaniu do najszybszych ciast co prawda nie należy, ale w końcu raz w roku na cześć jesieni można takie przygotować, tym bardziej, że nie jest wcale taki znowu pracochłonny (mnie wykreowanie tej pyszności razem z pieczeniem, ale nie licząc drylowania śliwek zajęło ponad godzinę). A gdy ktoś jesienią jakieś ważne daty obchodzi (bo my wszyscy wiosenni), to tym bardziej polecam. Bo oryginalny, ciekawy w smaku i w ustach znika błyskawicznie. ;)
CIASTO ŚLIWKOWE (lekko zmodyfikowane)
Najlepiej zacząć do przygotowania musu śliwkowego, bo w trakcie przygotowywania ciast będzie się on w tym czasie już chłodził.
Mus śliwkowy:
1 kg śliwek
70 g cukru
pół łyżeczki cynamonu
szczypta mielonych goździków
40 ml rumu
żelatyna
Pokrojone na połówki śliwki zagotować z cukrem i przyprawami przez 5 minut, potem dodać rum i odstawić do ostygnięcia.
Ciasto kruche:
200 g mąki
120 g masła
50 g cukru (brązowego)
op. cukru waniliowego
pół proszku do pieczenia
Odkąd poznałam sposób na kruche ciasto Marty Gessler inaczej już nie robię. Nie męczę się z ucieraniem zimnego masła z mąką (och, jak ja tego nie lubiłam), tylko myk rozpuszczam masełko i ciepłe mieszam z pozostałymi składnikami. Wylepić formę i piec ok. 10 min w 220 st. A w tym czasie przygotowujemy...
Ciasto typu biszkoptowego:
2 jajka
50 g cukru
100 g mielonych orzechów
pół tabliczki startej czekolady
1 łyżka mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Żółtka utrzeć z cukrem, dodać ubite białka i na końcu pozostałe składniki delikatnie wymieszać. Przełożyć do formy i piec ok. 20 minut w 180 st.
Przełożenie:
konfitura porzeczkowa, malinowa lub inna
opakowanie marcepanu
kubek śmietany kremówki
Tymczasem na kruchym cieście możemy rozsmarować konfiturę z czarnej porzeczki (ale równie dobrze sprawdzi się malinowa). Przykrywamy rozwałkowanym marcepanem i na to kładziemy nasz orzechowy biszkopt. Na wierzch ubita śmietana (z łyżką cukru pudru i ewentualnie op. cukru waniliowego). Żelatynę rozpuścić według zalecenia i dodać do musu. Zakładamy opaskę od formy, wykładamy śliwkowy mus i chowamy do lodówki, aby stężało. Później zdejmujemy obręcz i boczki odsypujemy płatkami migdałowymi. Na wierzch możemy również kapnąć bitą śmietaną - wersja dla rozpustnych. ;) Mniam!
Gdy jestem w kuchni, przy stole tuż obok dzieci odrabiają lekcje lub rysują, bawią się, albo grają mi do kotleta na pianinie. ;) Nie wyganiam ich do swoich pokoi, choć bałagan potrafią zrobić na calusieńkim naprawdę sporym stole, ale dzięki temu jesteśmy razem. Jakiś czas temu gdy Najmłodsze krążyło po orbicie domowej w dowolnie obranych kierunkach, Najstarszy odrabiał lekcje, a na przeciwko niego siedziała córcia i jak zwykle coś cichutko i w skupieniu pisała (bo jak nie rysuje, nie lepi, nie wycina, to pisze) pytając się co rusz o pisownię. Od pewnego czasu bardzo polubiła pisanie książeczek, w których opisuje wydarzenia z życia wzięte ;) lub wymyśla przeróżne własne historie. Często dzieli je na rozdziały, którym nadaje tytuły. Chowam je wszystkie na pamiątkę jako cenne skarby.
Ostatnia książeczka jest o jesieni. Podzielę się z Wami wstępem z owej książeczki, póki jest jeszcze na czasie. ;) Tekst w oryginale, bez żadnej korekty. A zatem zapraszam na wczesnowiosenną (bo córcia ledwo skończyła 7 lat) prozę: :))
"Jesień jest deszczową porą roku. Z drzew spadają kolorowe liście, niedźwiedzie powoli zapadają w sen zimowy, ptaki w Afryce ogrzewają się aż miło, lecz w Polsce są dni coraz krótsze. W jesieni są góry kolorowych liści i bardzo lubię się w nich tarzać to jest takie fajne! chociaż? Tak! Mogę teraz! Pędzę co sił w nogach! He hy ho no nareszcie jesień!"
Cudne, prawda? :))
Jednych liście sypiące się na głowę przygnębiają, innych bawią... Może by tak spróbować spojrzeć oczami dziecka?
Pozdrawiam oczywiście jesiennie
Ewa
pycha
OdpowiedzUsuń;)
UsuńHej , hej, co Ty tam pleciesz , że smutna , że przygnębiona .... takie cisto wymodziłaś (dla mnie wydaje się zbyt pracochłonne , a już na pewno nie do zrobienia gdy bywam w melancholijne smutnym nastroju ) Chyba nie jest tak źle, gdy dostrzegasz te ulotne magiczne rodzinne chwile, otoczona swoją wesoło, kochaną gromadką i na dodatek tak pięknie umiesz o tym napisać ( córcia ma zdolności po mamusi )
OdpowiedzUsuńHmm to pewnie wszystko przez te koty ! :))) No i mężusia , gdy tylko wróci to ta ckliwość minie , bo wydaje mi się że to zwyczajna tęsknota jest :) Buziaki Kochana i szybkiej poprawy nastroju życzę !
Dziękuję Kasiu za tyle miłych słów, od razu mi lepiej. Topewnie wszystko przez te koty! ;))
UsuńKażdego dopada chandra, tak się to nazywa, kiedy tęskni, kiedy ma dużo obowiązków do wypełnienia i kiedy czas bezsensownie mu zmieniają na ciemne wieczory. Poprawy humoru życzę, przy takich dzieciach na pewno się spełni i szybkiego powrotu męża (sama znam ten ból) Pozdrowionka przesyłam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, dzięki takim komentarzom już sie humor poprawił! :)
UsuńWitaj Ewo. Czekalam na Twoj post. Zagladalam codziennie. ja tez miewam przejawy jesiennej deprechy, ale to na szczescie mija... trzeba sobie tylko obrac jakis interesujacy cel do zrealizowania - u mnie to dziala.
OdpowiedzUsuńDziekuje za chustecznik, rodzice mowia ze przepiekny. Za dwa tygodnie przybedzie do mojego angielskiego domu.
Zastanawialam sie nad pisaniem bloga, ale niestety jestem informatyczno - techniczna analfabetka. Co widac - nie ma polskich znakow. I chyba to dla mnie za trudne, czasu tez ciagle brak...
Ewciu, glowa do gory! Bedzie dobrze, musi byc! Pozdrawiam Cie cieplo I przesylam pozytywne fluidki.
Ania
Jak to miło usłyszeć, że ktoś czeka na kolejny post. :) A tu taki smutasek wyszedł.
UsuńFluidki łapię wszystkie! :) I cieszę się, że chustecznik się spodobał.
Ściskam Cię serdecznie
Ewciu, niepotrzebna taka nostalgia! Uśmiechnij się, pociesz się tym, co masz. Córcia piękne książeczki pisze, wrażliwe i słodkie. Ty zdolniacha kuchenna więc wszystko bedzie dobrze. Miłego dnia
OdpowiedzUsuńZawsze wierzę, że będzie dobrze, nawet przez największe łzy. :)
UsuńKochana! Takie ciasto z pewnością ucieszy największego smutasa, a skoro sama je wykonałaś to wierzę że już jest lepiej:) Dzisiaj już 4 dzień listopada:) raz, dwa, trzy będą święta! a potem to już z górki do wiosny :) UŚMIECHÓW moc!!!:)
OdpowiedzUsuńDomowe słodkości zawsze poprawiają mi nastrój. :) Byle do wiosny, masz rację. Jakoś wyjatkowo tęskno mi do niej.
UsuńBuziakczki
Życzę ci kochana takiej radości dziecka :)
OdpowiedzUsuńDziekuje Słoneczko! :)
UsuńWitaj:)
OdpowiedzUsuńI takie chwile nastają..gdzie czas się pod nostalgią gdzieś ukrywa...ale czy to źle...? Może to właśnie taki moment, który jak trampolina odbije ku górze, ku weselszym nastrojom, wręcz wbijając człowieka w różowe okulary..?
Wiesz, gdyby nie te momenty, człowiek nie potrafiłby docenić tych piękniejszych, tych pozytywniejszych:) Tylko aby nie trwały zbyt długo, by się nie zapętlić..jak ktoś mądry rzekł "wszystko w nadmiarze szkodzi", ja bym zmieniła na wersję "wszystko dobre, ale w odpowiednich ilościach".
Kochana a Ty masz tyle skarbów przy sobie!!!:) ..że jak czytałam Twój opis to buzia się uśmiechem raczyła:) Cudne chwile się wokół Ciebie kreują:) więc spokojna jestem, bo coś czuję, że te smutnawe odcienie nastroju przeminą wkrótce, bo w obecności Twoich dzieciaczkowych magicznych Istotek moc tych mniej przyjemnych myśli z dnia na dzień, z minuty na minutę słabnie:) by zniknąć tam, skąd przybyły....
:)
Piękne zdjęcia!! Placek mogę tylko wzrokiem posmakować, bo ani cukru ani glutenu nie jem;) więc tylko sobie wyobrażę jego anielski śliwkowy smak:)
:)
Serdecznie pozdrawiam, tak po dyniowemu - Hokka!!:)
Kamila
Cudny komentarz! Postawił mnie na nogi. ;) Czekam z niecierpliowścią na moment kiedy się wbiję w różowe okulary! :) Dziękuję, że zaglądasz. Cmok
UsuńEwuś:) Placek piękny, w sam raz na jesienne dziwne smutki:) Bo te smutki właśnie dziwne są, nie wiadomo skąd przychodzą i nie chcą sobie pójść.. Ale zaraz będzie grudzień i czas wielkiego Oczekiwania, a później - coraz bliżej wiosna:) Listopad musi być, (zresztą na razie przepiękny) żeby docenić w pełni urok innych miesięcy:) Pozdrowienia i jak najwięcej domowych radości!
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana, u mnie te smutki zawsze takie jakieś niezapowiedziane. ;)
UsuńCiasto smakowite bo widac :-).Dni szybko mijają więc i jesień minie . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCiasto naprawdę pyszne! :)
UsuńPa
Bardzo apetyczny post. Uwielbiam takie ciasta,pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńDziękuję. ;)
Usuń... melancholia czasem spada na nas niezauważalnie jak te jesienne mgły, a jeżeli na dodatek przyprawiona jest tęsknotą, to już czasem za wiele. Skąd ja to znam...
OdpowiedzUsuńJednak obowiązki, a szczególnie te z dziećmi związane, nie pozwalają do końca poddać się marazmowi. I dzięki Bogu... :)
,,,łatwiej wtedy wpaść na pomysł, chociażby upieczenia jakiegoś smakowitego kucha. Może on się okazać namiastką pocieszenia. Szczególnie z wyborną kawą :)
Moja Kasia też w dzieciństwie namiętnie pisywała do swojej zabałaganionej szuflady. Niektóre jej wiersze są prawdziwymi perełkami. Jeden z tych piekniejszych opublikowałam też na swoim blogu. O miłości :) Do dzisiaj zachwycam się jego urodą i... mądrością.
Pozdrawiam Cię Ewo serdecznie i mimo, że jesiennie, to jednak słonecznie :)
Oj, jak to dobrze, że jest nadal słonecznie. Jakoś lżej znosić smutki, gdy pogoda nie wtóruje nastrojom. ;) No i liczę dni do powrotu męża... on potrafi sobie poradzić z spadającym na mnie mgłami o każdej porze roku.
UsuńTe książeczki są najlepszym rozweselaczem i ...wzruszaczem. ;) Dla maminego serca wszystkie są perełkami. ;)
Też Cię pozdarwiam najcieplej i ciekawa jestem co tam słychac na froncie robót, bo pogoda nadal sprzyja pracom pod chmurką. ;)
Takie dni też są potrzebne, jak ciemna ziemia w której rosną kwiaty- powtarzam to sobie, gdy na mnie spływa chwilowa niemoc, czekanie na energię, smutki czy tęsknoty. Zaraz waga się wahnie w drugą stronę, ząspiewa ulubiony ptak, ciasto nakarmi nas słodycza i dobrem i będzie lepiej. Pyszny przepis, a ja pozdrawiam bardzo ciepło, uszka do góry:)
OdpowiedzUsuńUszka do góry już stawiam, a to w dużej mierze dzieki takim komentarzom... nawet nie zdawalam sobie sprawy, że potrafią tak zadziałać!
UsuńWiem Kalinko, że są potrzebne, każde ciemne chmury nadciągają w jakimś celu, chociażnie przepadam za nimi. ;) Buziaki
Przysypały i mnie te jesienne liście i nie mogę się z nich wygrzebać... ale u mnie to nie melancholia tylko życie, jeszcze nie wiem jaki jest cel tych doświadczeń, ale pewnie jakiś jest. Twoje ciasto pachnie przepięknie i wygląda tak ciepło i domowo, może właśnie dlatego że się trochę "rozjeżdża". Czytam co piszesz i mam wrażenie że siedzę sobie przy Twoim stole, zajadam się ciastem podglądam z Tobą dzieciaki i jest mi dobrze. Może właśnie ten smutek i brak chęci do działania pozwala zatrzymać pędzące życie i dostrzec takie chwile - zwyczajne, domowe i najważniejsze...
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też takie niedoskonałe ciasta bardzo lubię. Cieszę się, że mogłaś pobyc ze mną... u mnie ;) I z całych sił zyczę, bys szybciutko rozkopała się z tych liści! Buziaki
UsuńAle ciasto wspaniałe, aż zapach i smak poczułam ;-)
OdpowiedzUsuńSkuszę się i wykonam w nadchodzący weekend.
Póki co, pozdrawiam serdecznie
Skus sie, skuś, bo długo sie czyta, ale w sumie szybko robi. ;)
UsuńPa
Ewo,nie daj się chandrze..A opowieść Twojej córeczki jest cudna,sama się rozpromieniłam:))Anonimowa z Wrocławia,również Ewa,mama jednego dorosłego syna.
OdpowiedzUsuńStaram się i juz jest lepiej..., także dzięki Wam. :) Oj tak, moje serduszko tez się rozpromieniło, dlatego postanowiłam zaprezentować ową prozę innym. :)
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, moja imienniczko!
Rozczulające, aż miło :) No nie można się nie uśmiechnąć czytając taki wstęp do jesieni.
OdpowiedzUsuńKto wymyślił tą zmianę czasu? Niby śpimy godzinę dłużej, ale jest tak, jakby ktoś ukradł kawałek dnia. Wszyscy snują się lekko nieprzytomni. To chyba od braku światła ta melancholia. Nie daj się Ewcia.
PS.Zaintrygowałaś mnie tym przepisem na kruche ciasto. Będę musiała wypróbować.
Nie daję się Aguś, wczoraj już nogą tupnęłam na te szare myśli! ;)
UsuńCiasto smakowite, a nie jest trudne w wykonaniu, tylko taki przepis długasny. ;)Naprwdę!
Pa
Ciebie dopada chandra a ja padam na twarz z natłoku zajęć :( jedno jest pewne przy kawie i takim ciachu miło by nam się poplotkowało :)
OdpowiedzUsuńCały czas natłok zajęć próbuję opanować, więc myślę, że tematów do rozmowy by nam nie brakowało. ;))
UsuńPrawda...Cudne...:) :) :)
OdpowiedzUsuńJedni z tego wyrastają...
Innym to zostaje...te oczy dziecka.
Umiejętność szukanie dobrych stron i radości w każdej sytuacji to naprawdę...dar.
Ja...muszę się tego uczyć...
Uściski przesyłam
i łap pion z dzieciakami,
one mogą nas wiele nauczyć...:)
Aniu, myślę, że większośc z nas musi sie tego uczyć na codzień, albo przynajmniej raz na jakis czas o tym sobie przypominać. ;)
UsuńCałusy
Ewciu...ja kocham jesień za możliwość bezkarnego zdołowania...za pomięty wyraz twarzy i zapach grzybów...za to ,że po całym roku ganiania mogę już być nieświeżą i opadającą...i w zasadzie to metoda chyba jest ,by wytarzać się w tych liściach i tak się nikt nie kapnie ,że doszło do jakiejkolwiek zmiany...a integracja z podłożem ...ściółką może wpłynąć na nas zbawiennie ! Przyjedz do mnie w góry pójdziemy się gdzieś wytarzać !
OdpowiedzUsuńOlu, tak się uśmiałam z Twojego komentarza, ża dobry humor mam zagwarantowany na kilka dni!!! :)) Jestes boska!
UsuńNie kuś, nie kuś, bo sie spakuję i przyjadę!
Buziaki
A ja się nie zgadzam, nie zgadzam się i już i zgodzić się nie zamierzam, chociaż na co dzień zgodny nader jestem, a nie zgadzam się bo........ bo jesień to piękna pora roku jest, piękna i wcale nie smutna. Bo to że rok mija to jedno a że jesień swymi coraz krótszymi dniami przygotowuje nas do zimowego odpoczynku, że jesień swymi kolorami spokojnymi i z dnia na dzień coraz bardziej szarymi przygotowuje nas do wyciszenia, do złapania oddechu po intensywnej wiośnie i zimie to źle?? Otóż bierz przykład ze swej córy, jesień, mnóstwo suchych liści więc można się w w nich wytarzać, no może niekoniecznie TY się winnaś tarzać, ale korzystaj z tego co ona przynosi:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Ależ ja się zgadzam, bo również zgodna jestem, że jesień to piękna pora roku. ;)) I też zawsze wdzięczna jestem jesieni właśnie za to wyciszenie, spowolnienie... i na to czekam. I potrzbuję. A że czasem jakiś reflesyjny smuteczek sie za plącze..., cóż kobieta zmienna jak pogoda. ;)
UsuńBiorę, biorę przykład - dzieci to najlepsi nauczyciele. No tak, tarzać się raczej nie będę, bo juz liście mokre! :))
Dziękuję za odwiedziny i witam w blogowym świecie zdominowanym przez kobiety. ;)
Odwzajemniam pozdrowienia, równie serdecznie. :)
Ja mam sposób na jesień, posadziłam w ogrodzie chryzantemy. Kiedy nie ma już liści, a deszcz zmoczył je tak, że nie sposób mieć przyjemność z tarzania się w nich, patrzę na kolorowe chryzantemy. Robię z nich bukiety i wnoszę do domu, to mi pomaga przetrwać te jesienne szarugi:) Pozdrawiam serdecznie, Monika :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to bardzo dobry pomysł. Chryzantemy i późne astry z pewnością potrafią poprawić nastrój nawet w największe szarugi. :)
UsuńDziękuję za odwiedziny i pozdrawiam ciepło
Ewo, zamilklas nam. A ja zagladam tu i zagladam. Ciekawa jestem jak sie maja twoje przygotowania do Swiat i zimy. Pozdrawiam. Ania
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję. Twój komentarz zmoblizował mnie do działania. ;) Rezczywiście zamilkłam zupełnie niezamierzenie i jakoś wybiłam się z rytmu blogoowego. Mam nadzieję, że niedługo odkupię winy. ;))
UsuńPozdrawiam cieplutko