Dziś podzielę z
Wami pierwszym krokiem ku wypełnianiu noworocznego postanowienia.
Otóż, w weekend zrobiłam sobie.... maseczkę! No, nie prychać mi
tu na monitor! :)) Moja cera (a do idealnych bynajmniej nie należy)
nie widziała maseczek od ho, ho, a może i jeszcze dłużej, o
kosmetyczce nie wspominając. Dlatego dla mnie to wydarzenie jest
warte zapisania kredą w kominie. ;) Na dodatek powiem, że poszłam na całość i zrobiłam DWIE
maseczki. :)) Jak szaleć, to szaleć. Ja wiem, kiedy następnym
razem przypomni mi się, że istnieje taki luksus? Może dopiero pod
koniec roku? Najpierw w ruch poszła jedna, z którą
latałam po domu przez kwadrans, a potem druga maseczka-zombi (czyli taka płachta na twarz z otworem tylko na
usta i dziurki w nosie), z którą się leży, jak nakazuje instrukcja: "nałożyć maseczkę na twarz i położyć się wygodnie" przez pół godziny. No więc leżałam wygodnie i udawałam, że świat zewnętrzny nie istnieje. Łatwe to nie było, bo moje wszystkie dzieci wyposażone są w, zadziwiające mnie niezmiennie, receptory wykrywające moją nieobecność! ;) Już po kilkunastu sekundach od mojego zniknięcia z pola widzenia, owe receptory włączają się i próbują mnie namierzyć. Zauważyłam jedynie zaburzenia w funkcjonowaniu tych receptorów u najstarszego dziecięcia podczas grania na komputerze. Hmm, może promieniowanie monitora zakłóca pracę receptorów? ;) W każdym razie już po krótkiej chwili zostałam namierzona, na dodatek w niecodziennej - bo poziomej ;) - pozycji, i to z czymś dziwnym na twarzy, więc zaczęły się sypać pytania: a co to?, a po co?, a mogę dotknąć?, a dlaczego mokre?, a czy ja też mogę?, a jak długo będziesz tak leżeć? Nawet kot się zainteresował, obwąchując mnie bardzo skrupulatnie, udeptując przy okazji mą wątłą klatkę piersiową. Po prostu czysty relaks! :)) Rodzina oczywiście, mimo wnikliwej obserwacji, żadnych zmian w wyglądzie nie zauważyła. Ja z kolei zauważyłam zdecydowanie korzystny wpływ maseczki na mój nastrój. Wniosek: nawet z tego jednego powodu warto czasem położyć się z czymś mokrym na twarzy. ;)
Po maseczki sięgnęłam przy okazji sobotniej wizyty naszych dobrych znajomych, z
którymi... nawet nie napiszę, jak długo się nie widzieliśmy. A
mieszkają tuż obok, można powiedzieć. Wstyd! Ostatnie lata były
tak poplątane z różnych względów, zmęczone i podporządkowane
karmieniom, kąpielom i usypianiom o stałej porze, etc..., że z
rzadka dało się radę wygospodarować chwilę na spotkania
towarzyskie. Tylko najbardziej zatwardziali znajomi, którym nie straszna była powiększająca się nam gromadka pełzających homo sapiens, robili naloty,
aby poinformować nas, że świat nadal istnieje, albo kazali
zameldować się za pół godziny u nich, bo obiad już skwierczy, a
oni tego wszystkiego sami nie zjedzą. :))
Najwspanialsze w sobotnim spotkaniu było to, że mimo, iż nie widzieliśmy się naprawdę
długo, miałam wrażenie, jakby to było tylko parę dni, parę
chwil. Cudowna siła sympatii, która przetrwa ciężkie okresy,
która zrozumie bez tłumaczenia, która daje radość. ;) Dlatego od soboty jestem olśniewająco
radosna. ;)
Ale, żeby dłużej nie zawstydzać siebie (i Was) żenującymi powodami mojej radości, odwrócę Waszą uwagę futrzanymi pokrowcami, które skończyłam jeszcze przed Wigilią i obiecałam pokazać. Niestety sił mi nie starczyło, żeby pstryknąć im zdjęcia. Szyłam ręcznie, bo przez ten antypoślizgowy spód były dość grube, a ja nie miałam takiej igły do maszyny. Natomiast poduchę już dziabnęłam maszynowo. ;) Tył mają sznurowany jak gorset (niech cieszą myśląc, że mają figurę modelki, a co tam, radości im nie będę zabierać!), poducha też na sznureczki zawiązywana na dole i już. Nie przedłużając zatem, czas na prezentację gotowych już futrzanych pokrowców (podzielonych sprawiedliwie między siebie i regularnie okupowanych przez koty) i podgłównika. ;) Oj, jak się z nich cieszę!
Dodam, że na sobotnie spotkanie zrobiłam świąteczne ciasto z grudniowego magazynu wnętrzarskiego, ale muszę jeszcze je po swojemu udoskonalić, dlatego przepis i zdjęcia zamieszczę w przyszłym tygodniu. ;)
Do miłego
Ewa
Kochana, z tymi maseczkami to masz rację, taki relaks jest potrzebny, właśnie zdałam sobie sprawę, ze ja maseczki nie nakładałam od wieków....Pokrowce są rewelacyjne, super modne futrzaki i Ty to wszystko ręcznie:)))
OdpowiedzUsuńbuziaki
Oj i to jak! :))
Usuńdzięki, ale z tego co wiem, Ty też ręcznie zasuwasz. ;)
Pa
No tak, kotkom to najwygodniej teraz :P
OdpowiedzUsuńŚliczne te pokrowce, tylko pozazdrościć :)
Buźka !
Koty zawsze spadną na cztery łapy. :)
UsuńDzięki, pa
Oj maseczki to rzeczywiście pomagają na ...samopoczucie :-))) . Ale przecież to też jest ważne.
OdpowiedzUsuńPokrowce świetnie wyglądają.
:))) właśnie to odkryłam! Efekt wizualny nie tak spektakularny jak ten wewnętrzny! ;)
UsuńDzięki, pa
Ewuś ja dziś rano zrobiłam sobie maseczkę od Ciebie i pobiegłam, myśląc, że jestem piękniejsza, do pracy. Zapytasz się pewnie i jak? A ja Ci powiem, że nic - nikt nie zauważył :(, pomimo, że nie robiłam sobie maseczki tyle co Ty albo i jeszcze dłużej. Musiałam wszystkim zwracać uwagę na me odmłodzone, wygładzone lico i domagać się komplementów :(!!! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń:)) Niedowidzące to nasze towarzystwo, czy co? Musimy powtórzyć seans, może za drugim razem coś zauważą? ;)
UsuńU mnie prawie tak samo jak u Ciebie.Nadchodzi taka chwila że stwierdzam że swojej skórze czas pomóc:)idę do sklepu kupuję maseczki a później mam spokój na kilka miesięcy:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się futrzak na kanapie:)oczywiście zaraz po tych na krzesłach:)a i ciasto z magazynu wnętrzarskiego brzmi ciekawie:)))
No właśnie! Muszę dopilnować, aby kolejną maseczkę zrobić prędzej niż jesienią. :))
UsuńFotele wymagały kamuflażu po tym, jak je koty pazurkami upiększyły. ;)
Ciasto smaczne, ale muszę je podrasować. ;)
Buziaki
Ha, no widzisz :) Super, że udało Ci się "pseudo zrelaksować" Najważniejsze to samozadowolenie :)
OdpowiedzUsuńA pokrowce gitesowe :)
Ewa - nie mogę Ci odpowiedzieć ani u mnie, ani u Ciebie....wywala mnie :(
UsuńHmmm....może teraz się uda. LO, czyli layout - zwany też scrapem, to taka jakby karta do wspomnień. To praca na dużym formacie, np 30x30 lub 20x20, ale może mieć też inny format. Opowiada jakąś historię poprzez formę graficzną, najczęściej fotografia jest głównym punktem pracy i wszystko się dzieje wokół tej fotografii. Ozdabiamy tę fotografię.....
UsuńMam nadzieję że choć troszkę Ci wyjaśniłam? :)
Nie wiem dlaczego, ale ważne że się udało.
UsuńDzięki za wytłumaczenie, już teraz wiem, co to za magiczny skrót. ;)
Pa
Relaks był rzeczywiście pseudo, ale na początek dobre i to. :)
OdpowiedzUsuńJak ja dawno nie słyszałam tego określenia! :)))
Pa
Pokrowce i kotki śliczne:))Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Gosiu i zapraszam serdecznie do siebie. :)
UsuńPa, Ewa
Ale sie uśmiałam :) możemy sobie podać rękę - nie wiem czy powinnam się do tego przyznać ale tez nie pamiętam kiedy robiłam sobie maseczkę. Aczkolwiek w ostatnie dni zauważyłam, że przydałby mi się jakiś peallig na twarz i chyba później maseczka. U mnie podobnie jak u Ciebie z tymi receptorami u dzieciaków - a u starszego także można zauważyć ich zaburzenia przy graniu w komputer.
OdpowiedzUsuńPokrowce bardzo oryginalne - gratuluje zdolności :)
:))) No proszę, a myślałam, że tylko ja jestem taka jakaś dziwna i popukacie się w głowę jak to przeczytacie. ;) A jest nas więcej! :)
UsuńOoo, też tak masz? Na chwilę zniknąć nie można!
Tak, przy komputerze zdecydowanie receptory się wyłączają. ;)
Dziękuję Kasiu. :))
Pozdrowionka
Czułam,że coś będzie i...miałam nosa:)
OdpowiedzUsuńOj,te maseczki...Przypomniałaś mi,że moje leżą i wciąż czekają...
Nikomu nie wierz,że NIC nie widać.Niech nauczą się patrzeć.
WIDAĆ i CZUĆ ,bo TY to czujesz!!! Wszystko jest w naszej głowie.Wiesz...
Spotkania...kolejne uzdrawiające dobro.Właśnie wczoraj zaczęłam realizację swoich noworocznych postanowień i po porannych 2(!!) spotkaniach ochoczo kroczyłam na całe popołudnie do pracy!
Nad futrzakami wielce się napracowałaś:)Koty to doceniają,co widać gołym okiem.
Ja,niestety,też ostatnio szyłam ręcznie,bo moja maszyna obraża się i plącze jak długo jej nie ruszam:( Potrzebuję "lekarza" fachowca,a to problem...
Pozdrawiam i ściskam.Olka
Na rogu Starowiejskiej naprawiali kiedyś (i sprzedawali) maszyny. Muszę sprawdzić, czy nadal tam są.
UsuńZdecydowanie czułam dobroczynny wpływ na samopoczucie!
Też ściskam
hahaha fajny post ;) Kochana ja maseczki kładę jak już moje pociechy śpią, bo jest identycznie ;)One jeszcze lubią ją zrywać z mojej twarzy ;) bo maseczki czasem przybierają różne konsystencję ;) i są takie wysychające, to te ulubione moich dziewczynek ;)
OdpowiedzUsuńA pokrowce poducha, wow, super!!!!
Pozdrawiam serdecznie
:)) Ja niestety, jak moje pociechy zasną, sama padam na nos i niczego już poza łóżeczkiem nie chcę!
UsuńDzięki, dzięki!
Pa
No to zaszalas z tymi maseczkami, ciesze sie, ze jednak udalo Ci sie do mnie dotrzec, fajne nakrycia, widac ze nawet kociaki lubia sie w nie wtulac, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń:) Mam nadzieję, że żadnej gafy nie palnęłam, bo już zwątpiłam...
UsuńAle cieszę się, że jesteś!
Koty były pierwszymi amatorami "futrzaków".
Pa
Taki drobiazg, a ile radości :). Pokrowce świetne, tylko nie wiem, czy koty dadzą Wam z nich korzystać ;).
OdpowiedzUsuńZapomniałam już, że istnieją takie proste przyjemności! :)
UsuńŻeby usiąść, musimy najpierw przeprosić koty, aby łaskawie pozwoliły nam zająć miejsce. ;)
Ewuniu - czyta się to wszystko i jakby się było w tym momencie u Ciebie w domu! Widzę Cię w tych maseczkach i z gromadką zaciekawionych dzieciaków... Nic dodać, nic ująć!
OdpowiedzUsuńTe dobroczynne chwile "tylko dla siebie" są tak pożądane, że wręcz bezcenne! Też to dopiero zaczęłam doceniać!
I nic tak nie cieszy, jak dobra, ręczna robota!!!
-------------------------------------------------
He, he - HANE.
Oj, nareszcie słyszę Twój głos! :))) Jak się cieszę, że się w końcu odważyłaś odezwać! Wiem, że nie masz czasu, dlatego buziaki Ci ślę ogromniaste! :))
UsuńDbaj o siebie, bo ja czekam na wieczorny spacer z Tobą.
Pa
Moja maseczka, co to ją nabyłam wieki temu, straciła datę ważności nim zobaczyła moją twarz, więc ciut, ciut rozumiem Twoją radość z zabiegu:))) Piękne pokrowce, wyjątkowo modne w tym sezonie:) Pięknie mieszkasz i fajnie piszesz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję Edytko. Wiesz, że ja też co rusz wyrzucam jakieś balsamy, kremy do rąk czy nóg (bo do twarzy nie mam) z tego samego powodu!
UsuńUdało mi się - zupełnie niechcący ;)- być modną, no, no! :))
Dziękuję Ci serdecznie.
Pa
Mamy takie same krzesła, fajnie wyglądają w futerkach. Ja na swoje chcę uszyć poduchy do siedzenia, :)
OdpowiedzUsuńTen czarny z białymi wąsami jak brat bliźniak mojego Mecenasa :(
OdpowiedzUsuń