Ostatni mój post trafiony jak kulą w płot. Że niby to ostatnie pomruki zimy, że oj tam, oj tam - my się zimy nie boimy, niech starszy. Tulipany w domu porozstawiałam po kątach, a tu zamieć śnieżna przyszła. Śniegu tyle nawiało, że po wykopaniu tunelu od garażu do domu zaspy sięgały powyżej kolan (a ja bynajmniej do malutkich kobietek nie należę). ;) I co mi przyszło z tych kolorów, jak za oknem regularna zima? A przecież wiosna przyszła do nas wczoraj. Wiosna! Wiosna, ach to ty? A cóż ty w bieli robisz? Kwietne suknie załóż, w nich Tobie najpiękniej do twarzy! Ale czy ona mnie usłyszy?
Kwiaty zwiędły i nie kupuję żadnych. Znów mi nie pasują. Za to humory poprawiam sobie i domownikom koktajlami, placuszkami i naleśnikami z kaszubskimi jagodami wyciągając z zamrażarki kolejne partie. :) Dobrze, ze chociaż słoneczko czasem zajrzy! ;)
Razem z kwiatkami zwiędły skrzydełka me. Nastroju do myślenia o dekoracjach świąteczno-wiosennych nie mam za grosz. Zresztą nie tylko z powodu aury za oknem. Koniec końców stanęło na tym, że sama musiałam wymalować sobie przedpokój (i tę nieszczęsną 5,5 metrową ścianę), a że dysponuję jedynie czasem do południa - wtedy szkodników nie ma w domu - to zajęło mi to 3 dni! Bo musiałam jeszcze wycekolować wszystkie dziurki po gwoździach i ubytki poczynione przez moje szkodniki na różnym etapie ich ewolucji tudzież czyściłam ściany z dziecięcej radosnej twórczości. Przy okazji malowania zostało dokończone oświetlenie nad schodami, a pod schodami zrobiony schowek (ale o tym innym razem, bo mam w końcu w domu pewną "maszynę", z której baaardzo się cieszę). :))
Na dodatek najstarszy syncio wirusówkę złapał (teraz oczekuję rozsiania wirusa, bo młodsze dzieci coś tam bąkają o niespokojnym brzuszku). ;( Poza tym, w tym tygodniu wypadły jeszcze zajęcia z filozofii, które prowadzę cyklicznie z dziećmi (i do których muszę się też przygotować). I taka dziura w blogowaniu powstała (jak na mnie, to ogromna). ;)
Ale to wcale nie oznacza, że nic innego nie udało mi się przez ten czas zrobić. W końcu 10 dni to szmat czasu! ;) W ramach nie kończącej się historii o wielkich porządkach, padło na kuchnię. Miseczek w szufladzie upchać nie mogłam, no i ... COŚ mnie trafiło! A COŚ mnie na co dzień raczej nie trafia. Generalnie bardzo rzadko mnie trafia, bo jestem z natury bardzo spokojnym człowiekiem. Zęby mam codziennie porządnie wysuszone, tak je wszem i wobec szczerzę. [Przypomniało mi się, jak jeszcze w czasach licealno-studenckich znajomi mówili, że mnie wszędzie odnajdą, bo najpierw słychać perlisty śmiech, następnie na horyzoncie pojawia się "blask" zębowego garnituru, i potem wyłania się właścicielka uzębienia, czyli ja. :))] No i tak mi zostało do dzisiaj (jedynie z tego perlistego śmiechu już wyrosłam). ;) Ale czasem się zdarza, że do miseczek nie potrafię się uśmiechnąć i cierpliwości mi brak. Żebyście wiedziały, ile ja nerwów straciłam przez rzeczy martwe, to byście nie uwierzyły! ;) A to szuflada nie chce się zamknąć, a to kabel od odkurzacza nie chce się zwinąć, a to trzonek odpadnie od miotły. No mówię Wam, nerwy mam kompletnie zszargane! Ale pocieszam się: z dwojga złego lepiej, że ja na te martwe tak się złoszczę, niż na żywe. :))
Kwiaty zwiędły i nie kupuję żadnych. Znów mi nie pasują. Za to humory poprawiam sobie i domownikom koktajlami, placuszkami i naleśnikami z kaszubskimi jagodami wyciągając z zamrażarki kolejne partie. :) Dobrze, ze chociaż słoneczko czasem zajrzy! ;)
Razem z kwiatkami zwiędły skrzydełka me. Nastroju do myślenia o dekoracjach świąteczno-wiosennych nie mam za grosz. Zresztą nie tylko z powodu aury za oknem. Koniec końców stanęło na tym, że sama musiałam wymalować sobie przedpokój (i tę nieszczęsną 5,5 metrową ścianę), a że dysponuję jedynie czasem do południa - wtedy szkodników nie ma w domu - to zajęło mi to 3 dni! Bo musiałam jeszcze wycekolować wszystkie dziurki po gwoździach i ubytki poczynione przez moje szkodniki na różnym etapie ich ewolucji tudzież czyściłam ściany z dziecięcej radosnej twórczości. Przy okazji malowania zostało dokończone oświetlenie nad schodami, a pod schodami zrobiony schowek (ale o tym innym razem, bo mam w końcu w domu pewną "maszynę", z której baaardzo się cieszę). :))
Na dodatek najstarszy syncio wirusówkę złapał (teraz oczekuję rozsiania wirusa, bo młodsze dzieci coś tam bąkają o niespokojnym brzuszku). ;( Poza tym, w tym tygodniu wypadły jeszcze zajęcia z filozofii, które prowadzę cyklicznie z dziećmi (i do których muszę się też przygotować). I taka dziura w blogowaniu powstała (jak na mnie, to ogromna). ;)
Ale to wcale nie oznacza, że nic innego nie udało mi się przez ten czas zrobić. W końcu 10 dni to szmat czasu! ;) W ramach nie kończącej się historii o wielkich porządkach, padło na kuchnię. Miseczek w szufladzie upchać nie mogłam, no i ... COŚ mnie trafiło! A COŚ mnie na co dzień raczej nie trafia. Generalnie bardzo rzadko mnie trafia, bo jestem z natury bardzo spokojnym człowiekiem. Zęby mam codziennie porządnie wysuszone, tak je wszem i wobec szczerzę. [Przypomniało mi się, jak jeszcze w czasach licealno-studenckich znajomi mówili, że mnie wszędzie odnajdą, bo najpierw słychać perlisty śmiech, następnie na horyzoncie pojawia się "blask" zębowego garnituru, i potem wyłania się właścicielka uzębienia, czyli ja. :))] No i tak mi zostało do dzisiaj (jedynie z tego perlistego śmiechu już wyrosłam). ;) Ale czasem się zdarza, że do miseczek nie potrafię się uśmiechnąć i cierpliwości mi brak. Żebyście wiedziały, ile ja nerwów straciłam przez rzeczy martwe, to byście nie uwierzyły! ;) A to szuflada nie chce się zamknąć, a to kabel od odkurzacza nie chce się zwinąć, a to trzonek odpadnie od miotły. No mówię Wam, nerwy mam kompletnie zszargane! Ale pocieszam się: z dwojga złego lepiej, że ja na te martwe tak się złoszczę, niż na żywe. :))
Wracając do sedna, te nieszczęsne miseczki tak podniosły mi ciśnienie, że nie zastanawiając się długo, zabrałam się od razu za gruntowne porządki w kuchni, chociaż reszta domu tego bardziej wymagała. ;) Jak mi ciśnienie wróciło już do normy, to się okazało, że kuchnia wygląda jak po wybuchu granatu i zrobiło mi się słabo. No nie mówiłam, że te martwe rzeczy mnie wykończą? ;) Ale nie mogłam tego tak już zostawić. Tak więc, mamrocząc pod nosem, czyściłam, wycierałam, segregowałam, układałam. I znów dzięki kopciuszkowej pracy doznałam olśnienia (wcześniej objawienie mnie zastało, gdy sprzątałam łazienkę, ale o tym też przy następnej okazji). Koniecznie potrzebne są etykiety na słoiczki w szufladach, aby od razu po otworzeniu było widać, co w nich jest. Bo kto mi powie, w którym słoiczku jest bułka tarta, a w którym kaszka manna?
Ha! Prawda, że trzeba uruchomić detektywistyczny ogląd rzeczywistości, aby dojść do satysfakcjonujących wniosków? Dlatego stwierdziłam, że koniec z traceniem mego jakże cennego czasu na wyciąganie za każdym razem słoiczka z szuflady, przyglądanie mu się bacznie i zaprzątanie myśli taką zbędną czynnością dedukcyjną (wszak mogę w tym czasie oddawać się niczym niezakłócanym marzeniom). :))
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wynalazłam na Graphicsfairy pasującą ramkę, doprowadziłam ją do okrągłego kształtu, dodałam opisy, wydrukowałam na przezroczystej folii, wycięłam i nakleiłam na wieczka.
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wynalazłam na Graphicsfairy pasującą ramkę, doprowadziłam ją do okrągłego kształtu, dodałam opisy, wydrukowałam na przezroczystej folii, wycięłam i nakleiłam na wieczka.
I tak oto prezentują się teraz moje szuflady. Nawiasem mówiąc te słoiczki po kawie bardzo lubię ze względu na kwadratowe boki - idealnie przylegają do siebie w szafkach czy szufladach. A jakie Wy macie patenty na przechowywanie produktów w szafkach?
Od razu wiadomo po co sięgać. Teraz można to robić prawie bezmyślnie ;) |
A tu w nieco mniejszych słoiczkach - pochrupywanki dla dzieci |
Zawieszka dostanie jeszcze drucik (żeby mogła się zwać zawieszką) ;) i jutro zawiozę Mamie z powrotem nowe-stare pojemniki.
A teraz wracam do roboty, bo chcę dziś zrobić ser żółty, aby Wam w końcu podać przepis, a potem lecę znów do szkoły.
A teraz wracam do roboty, bo chcę dziś zrobić ser żółty, aby Wam w końcu podać przepis, a potem lecę znów do szkoły.
Pozdrawiam
Uśmiechnięta Ewa
Zawieszka i pojemniki miodzio! Bardzo mi się podobają! Buziaki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się! ;)
UsuńPa
Ale ty pracowita kobitka jesteś !
OdpowiedzUsuńU mnie też podpisane słoiczki i pojemniczki by się bardzo przydały ale pewnie jeszcze poczekają na etykiety .
Bardzo ładnie w szarościach pojemniczkom i a zawieszka wyszła bardzo stylowa :)
Miłego dnia !
No chyba drugiej takiej pracowitej jak Ty to ze świecą szukać!
UsuńO, to sobie wyobrażam jakie piękne etykiety wymyśłisz. :)
Dziekuję Kasiu za miłe słowa.
Pa
No to i ja chyba musze etykiety zrobic , bo przyznam sie bez bicia ze na ,,czuja ,, trafiam. Ale czasami mnie to wlasnie wkurza . Nowe oblicze pojemnikow fajne , tym bardziej ze kolor wyszedl Ci super. Tzw antyczny szary , bardzo modny i pasujace do wszystkiego . ja w takim kolorze zrobilam sobie drewniane zaluzje i poczynilam z nich parawan. No i zawieszka..... bardzo mi sie podoba . Gdybym i ja miala takie talenty.... no ale coz. Cieplo pozdrawiam , mimo ze u mnie 14 na minusie :-(
OdpowiedzUsuńNo własnie mnie też już wnerwiało to wyciąganie nie tego słoiczka, który chciałam! ;)
UsuńKuchnia Mamy będzie miała szare akcenty, więc zadziałałam w tym kierunku.
Oj, talenty! Żadne wielkie talenty. Pędzel w dłoń i do dzieła. :)
Też pozdrawiam i zagladam zaraz do Ciebie
Pa
nie próżnujesz ;), etykiety mają piękna czcionkę ;)
OdpowiedzUsuńTak jakoś usiedzieć nie mogę w jednym miejscu. :)
UsuńBuziaki
Super wyglądają te słoiczki:) Szkoda, że ja kawy nie piję, bo też mogłabym różne rzeczy w nich potem przechowywać.
OdpowiedzUsuńJa też nie, ale mąż i goście, więc się tego nazbierało przez lata. ;)
UsuńPa
No Kochana ileż w Tobie energii i Ty piszesz, że podcięto Ci skrzydła ;)
OdpowiedzUsuńLubię tak uporządkowane rzeczy - raz na jakiś czas i mnie najdzie gruntowne sprzątanie. W sumie teraz też by się przydało. I u mnie słoiki bułka, mąka, manna itp. siedzą w słoikach. Etykiety zrobiłaś bardzo fajne.
Mama powinna pojemnikami być zachwycona - wyszły super.
Dziękuję Kasiu, ale tak mnie te bałagany domowe i brak wiosny za oknem zdołowały, że nawet nie chce mi się myśleć o Świętach. A one tuż, tuż. I oczywiście zajmuję się nie tym czym powinnam. ;)
UsuńTo miłe, że się Tobie podobają.
Całuski
No zwariuje od patrzenia na te jagodowe koktajle, ślinka cieknie!!!!!!!!!!!! Zawieszka śliczna, marzę o takiej!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPoprawiają humor, prawda?
UsuńOjejku, cieszę się!
Buziak
Jestem pod wrażeniem!! Super pomysły na organizację w kuchni!
OdpowiedzUsuńDziękuję Magduś! :))
UsuńPozdrowionka
Oj, to się bardzo cieszę, że "natycham" kogoś. ;) Działaj, póki zapał jest - przynakmniej ja tak mam, zanim coś nowego mi nie zakiełkuje. :))
OdpowiedzUsuńPa
Pojemniczki po kawie wykorzystałaś świetnie, a te, które ozdobiłaś mamie są po prostu cudne!!
OdpowiedzUsuń:))) To się cieszę.
UsuńPa
Ale porządeczek, szkoda że moje szuflady tak nie wyglądają. Bardzo mi się podoba pomysł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Porządeczek dopiero nastał! ;) Bo ciągle to i owo jest porozsypywane.
UsuńPa
Napiła bym się takiego koktajlu :) Fajny pomysł z tymi pojemnikami, prezentują się fantastycznie :)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję, też jestem zadowolona.
UsuńPa
Jestes fantastycznie zorganizowaną osóbką! Pomysłowe rozwiązania i porządek w szufladach godzien naśladowania!
OdpowiedzUsuńTwoje czary - mary odprawione na pojemnikach i zawieszce niesamowicie mi się podobają! Masz bardzo zdolne rączki!
Chwytam za jagodowy koktajl i życzę zdróweczka!
Uściski!
Kochana Ty moja, to by się dopiero najbliżsi uśmiali, gdyby się dowiedzieli, że zorganizowana jestem! :)) Ale dążę niestrudzenie do ideału. A rączki są nie tyle zdolne, co ruchliwe. ;)
UsuńNa zdrówko!
Buziaki
Cześć Ewa dzięki za wizytę u mnie , zapraszam Cię do grona moich obserwatorów google, będzie mi bardzo miło. A Twoje pomysły na słoiczki są świetne, też trzymam wszystko w słoikach po kawie, ale nie mam takich ładnych wieczek. Pozdrawiam serdecznie Gosia
OdpowiedzUsuńHej! Te słoiki, to w sumie praktyczny i bardzo prosty sposób, aby mieć kontrolę nad sypikimi produktami.
UsuńDzięki za odwiedziny i zmobolizowałaś mnie do zabrania się w końcu za swój wianek. ;)
Pozdrawiam
Ale cudnie, chociaż bez kwiatów :-)
OdpowiedzUsuńŚlicznie wykonałaś etykiety na plastiku. Dla mnie to ciągle jedna wielka niewiadoma.
Pozdrawiam ciepło
Zastanawiałam się jeszcze czy ich nie przemalować na biało, ale uznałam, że takie będą praktyczniejsze (czyli łatwiejsze do mycia) ;)
UsuńPa, pa
Pomysł rewelacyjny:) Obstawiam, że bułka tarta jest po prawej stronie, ale może się mylę:) Pozdrawiam i niech ta wiosna już do nas przyjdzie
OdpowiedzUsuńWłączyłaś detektywistyczny ogląd rzeczywistości! Brawo! :))) Chiciaż tym razej było łatwo, bo bulka nieco grubiej mielona bya, ale jak trafię na taką drobniutka, to bez smakowania nie dojdę, co jest co. :))
UsuńPrzyjdzie, przyjdzie na pewno.
Buziaki
Nie wiem jak Ty to wszystko robisz,jesteś niesamowicie zdyscyplinowana!!!
OdpowiedzUsuńPojemniki świetne!!
Iguś, Słoneczko, sama nie wiem jak to robię (bo jak liczę ile mam czasu na coś, to wychodzi mi zawsze, że mniej niż 5 minut!) :)), ale z dyscypliną to u mnie kiepsko (tak jak z organizacją i systematycznością). Słowo.
UsuńDzięki, pa! :))
Uwielbiam Twoje etykiety!!! Super!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu!
UsuńPa, pa
Super organizacja , mi czasem tego brakuje. Śliczna zawieszka ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję. :) Ale mnie też wiele brakuje. ;)
UsuńPa
Też mi się nie chce myśleć o kolorowych,nadchodzących świętach,skoro za oknem biało i mroźno.Zawartość szklanek powoduje u mnie ślinotok...
OdpowiedzUsuńEtykiety świetne:)Też wpadłam niedawno na ten pomysł,ale ja po prostu użyłam do tego mazaków,więc nie wygląda to tak ładnie.
Czekam z niecierpliwością na ten ser!Pozdrawiam.Olka
Jakieś egzotyczne w tym roku będą Święta, jak nic się do końca tygodnia nie zmieni. A na to się nie zanosi.
UsuńJak ja się z tych etykiet cieszę. Nareszcie z zamkniętymi oczami moge sięgać po różne produkty. :))
Serek już opublikowałam.
Pozdrawiam
ach same ślicznosci i słoiczi rewelacja ja własnie jestem w trakcie zbierania takich podłużnych ale jak na złośc kleju od nich nie moge się podbyc pozdrawiam ciepluteńko
OdpowiedzUsuńTo może zmywaczem do paznokci potraktujesz?
UsuńDziękuję za odwiedziny, pa