Albo raczej: zamelinowałam się w kuchni z malinami! :) A wszystko za sprawą dobrze spędzonego weekendu z przyjaciółmi, bowiem od nich się właśnie dowiedziałam, że mam plantację malin niemalże pod własnym nosem. Myślałam, że maliny już mi przeszły w tym roku koło nosa, a tu okazuje się, że nie dość, że są, to jeszcze świeże i tak blisko! Popędziłam więc czym prędzej na tę plantację malin (i jeżyn!) i przywiozłam maliny na syropy (które u nas idą jak woda) i na likierek damski, a co? Słuchajcie, jaki obłędny zapach mają maliny dopiero co zebrane i to w takiej ilości! Aż się w głowie kręci. Świeżutkie, prosto z krzaka "zrywali przybyłe tej nocy maliny"... pracownicy na akord, ;) a ja je łaps i do domu. Kochani, cały samochód wypełniony był ich słodkim aromatem i od razu myślami zwędrowałam do malinowego chruśniaka Leśmiana i wyobrażałam sobie jak tam cudownie "duszno było od malin". I tak oto, w lekko poetyckim ;)) nastroju zabrałam się za ich przerób. I tak oto od poniedziałku bez przerwy "malinuję się"!
"Na sam przód" zabrałam się oczywiście za:
"Na sam przód" zabrałam się oczywiście za:
Francuski likier malinowy damski
Kilogram malin rozetrzeć na miazgę z 1,5 kg cukru i odstawić na 2 dni. Następnie zalać 1 litrem spirytusu, dobrze wymieszać i zostawić na dobę. Potem przefiltrować, przelać do butelek i odstawić na 3 miesiące, aby się przegryzł. Voila! Prosty przepis, prawda?
Do naleweczki pasują babeczki ;)) |
Produkcja syropu też musi być prosta i ekspresowa, bo przy mojej licznej trzódce i ich zajęciach popołudniowych nie mam wcale czasu, aby bawić się w rasowego kucharza (a żałuję!). Choć bardzo lubię kucharzyć, to na co dzień nie mogę sobie czasowo pozwolić na przygotowywanie wymyślnych potraw - ma być szybko, zdrowo i smacznie. I muszę powiedzieć, że jestem już chyba specjalistką od tego typu potraw. A w jesienne wieczory, albo zimową porą, taki aromatyczny i uodparniający soczek to dopiero jest radość!
A z pozostałych malin i fixu powstały oczywiście dżemiki. Jutro na obiad będą naleśniki - kto zgadnie z czym? :)))
A skoro maliny tak licznie zawędrowały pod mój dach, to zrobiłam jeszcze lekko zmodyfikowany przeze mnie „Zapomniany deser" Nigelli. Pracy przy nim tyle co nic (a jakżeby inaczej?), ;) a jest to naprawdę fajne, puszyste i lekkie jak piórko ciacho. Ale przestrzegam, że po zjedzeniu może przybyć kilogram. :) Najlepiej zrobić go z myślą o dniu następnym, czyli wieczorem tuż przed pójściem spać.
8 białek i 0,5 łyżeczki soli ubijamy na sztywną pianę. Stopniowo dodajemy 320 g cukru, 1 łyżeczkę proszku do pieczenia i 1 łyżeczkę ekstraktu waniliowego. Rozprowadzamy na natłuszczonej blasze (moim zdaniem najlepiej prostokątnej) i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 220ºC. Natychmiast piekarnik wyłączamy (nie zaglądamy do środka!) i idziemy spać. Następnego dnia dekorujemy bitą śmietaną wymieszaną z pokruszonymi bezami (ja zawsze biorę śmietanę 30% i ubijam z łyżką cukru pudru). Rozsypujemy przeróżne owoce, jakie lubimy, np. maliny, truskawki, jagody (rewelacyjne jest z wiśniami, ale mogą też być jeżyny, brzoskwinie – w zależności od "dojrzałości" lata) i gotowe.
A co zrobić z 8 żółtkami?! Dodać 3 całe jajka i zrobić baaardzo słoneczną jajecznicę na sobotnie lub niedzielne śniadanie (oczywiście to nie jest porcja dla singla - chociaż, kto wie? :)) - ale dla 5-osobowej rodziny jak najbardziej).
Smacznego!
Wracam do roboty, bo jutro rano jadę na cały weekend na wieś, a dom muszę przygotować na nieobecność Matki Polki ;) (szkolne dziecko w tę sobotę odrabia 2.11.). No i muszę jeszcze koniecznie dzisiaj posadzić cebulki tulipanów, bo właśnie do dzisiaj jest dobry czas na sadzenie.
Wracam do roboty, bo jutro rano jadę na cały weekend na wieś, a dom muszę przygotować na nieobecność Matki Polki ;) (szkolne dziecko w tę sobotę odrabia 2.11.). No i muszę jeszcze koniecznie dzisiaj posadzić cebulki tulipanów, bo właśnie do dzisiaj jest dobry czas na sadzenie.
Do zobaczenia po weekendzie
Ewa
Zaśliniłam się, oglądając Twoje cudne malinowe wytwory! Ojej, mniam!
OdpowiedzUsuńA ja, zarobiłam po pachy :))
Usuńo nie ! takich malin to ja przez cale zycie nie nazbierałam !
OdpowiedzUsuńWidzę, że jesteś wielką skarbnicą dobra wszelakiego :)))) Czy tak samo można z jeżynami? Bo malin to jakoś mizernie u mnie a jeżyn to ho ho ho :)
OdpowiedzUsuńChodzi o likierek? Jęsli tak, to przepis na niego podawałam później.
Usuń