Jeśli myślicie, że weekend na wsi upłynął mi wyłącznie na leżeniu z książką przed kominkiem, to się grubo mylicie! Kochana pani Kasia (przyjaciółka mojej Mamy, do której jeżdżę na wieś) – mój wzór gościnności – jest namiętną grzybiarką. Nie przepuści ani jednej nóżce do tego stopnia, że w piątek już od 5 rano szalała po okolicznych lasach! A to, co zastałam po przyjeździe przeszło moje najśmielsze wyobrażenia! Nie uwierzycie, ile taka drobna osoba może nazbierać grzybów do południa! Porwałam to, co się jeszcze dało sfotografować, aby uwiecznić te piękne dary lasu, bo reszta była już w trakcie przerobu.
Tak więc nie było rady, trzeba było zakasać rękawy i do roboty! Cały dzień upłynął na czyszczeniu, krojeniu, suszeniu, gotowaniu, marynowaniu, mrożeniu i smażeniu. A ile przy tym było śmiechu! Bowiem trzeba było przy okazji posprawdzać, czy letnie naleweczki są wystarczająco idealne w smaku. ;) Inaczej można by się było załamać przy oporządzaniu taaakiej ilości grzybów. Tak więc robota szła bezboleśnie, a śmiech trzech bab niósł się po pobliskich polach i łąkach!
Następnego dnia sama, z koszykiem i psem za towarzysza, ruszyłam w zagajniki i przytargałam cały kosz maślaków, 1 rydza :( i 2 koźlaki. :(
Skoro dzisiejszy post jest taki "zagrzybiały", to pokażę Wam jeszcze, co ostatnim razem ze wsi przywiozłam - trochę złotych kurek. Mało ich w tym roku jakoś było, ale sezon kurkowy zaliczony. Nie wiem w jakich kulinarnych konfiguracjach lubicie jeść kurki, ale dla mnie numerem 1 jest tarta z kurkami. Palce lizać!
A na zakończenie, co by grzybki łatwiej było trawić ;), przepis na super łatwą, super smaczną i co najważniejsze od razu gotową do spożycia
nalewkę aptekarską
Bierzemy:
ok. 1,5 kg cytryn
ok. 1,5 kg cytryn
1 kg cukru
1 l 3,2% mleka
1 l spirytusu
Cytryny obieramy ze skórki i albedo (tak, aby po obraniu ważyły kilogram); kroimy na plasterki usuwając pestki. Dla aromatu możemy dodać trochę sparzonej, cienkiej skórki, ale nie jest to konieczne. Wrzucamy do słoja, zasypujemy cukrem, merdamy, zalewamy mlekiem, merdamy, i na koniec spirytusem. Odstawiamy na ok. 10 dni starając się codziennie (a nawet kilka razy dziennie) zamieszać. Powstała (ze zmieszania płynów o różnej gęstości i ciężarze) emulsja będzie się rozwarstwiać - nie przejmujcie się tym, to normalne, tylko merdajcie chochlą w słoju przynajmniej raz dziennie. Potem odsączamy bardzo dokładnie (co trwa dosyć długo – ok. 2 dni, dlatego dobrze jest to robić w weekend, gdy jesteśmy w domu) i od razu degustujemy. Co ciekawe, po przefiltrowaniu naleweczka jest przezroczysta o delikatnie żółtym odcieniu. A ten biały „alkoholowy krem” pozostały z odsączania proponuję dodać do sernika, albo tarty cytrynowej (wersja wyłącznie dla dorosłych!). :))
Pozdrawiam
zgrzybiała ;))
Ewa
Ewa
Witaj ! Zapowiada się ciekawy i barwny blog.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za odwiedziny
Dziękuję, trzymaj kciuki, aby taki był ;)
OdpowiedzUsuńo masakra ile grzybów, gdzie Ty mieszkasz ze tyle tam jest :) przeszlabym sie tak poszukac :)
OdpowiedzUsuńKaszuby, Kochana, Kaszuby :)
OdpowiedzUsuńNie wierzę:):):) Przepraszam, że gdzie niby na Kaszubach takie cuda????
OdpowiedzUsuńMy w tym roku mamy najmniej grzybów- od 6 lat. Jeszcze nie pamietam takiej małogrzybowej jesieni, jak w tym roku.
Mocno trzymam kciuki za Twoje blogowanie,
przepiekne zdjęcia, bardzo ciekawe posty - wróżę Ci wielu podczytywaczy:):):
uściski,
Asia
Pewnie nie uwierzysz, że to są zdjęcia tylko z jednego dnia (i to już po moim przyjeździe), a wielkie kosze pani Kasia przynosiła co dzień i też narzekała, że w tym roku marnie! :)) Ale to jest specjalistka od grzybobrania pełną gębą! Nie znam takiej drugiej.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że znajdziesz czas, aby czasem "podczytać".;)
Pozdrawiam
Ewa
Zazdroszczę Ci tych zbiorów , a nalewki nie znam , lubię eksperymentowac może zrobie kolejną !
OdpowiedzUsuń