piątek, 14 września 2012

Ognista woda kochać lubić pić


Być raz wielcy trzej wodzowie
Oni mieć wielkie zdrowie
I ognista woda kochać lubić pić
Oni mieć zawsze humor
I bez przerwy robić rumor
Oni jak bawoły dzikie potem wyć


Znacie tę piosenkę o wodzu Manitou? Ja też kochać lubić pić ognista woda, a dokładnie naleweczki, tyle tylko, że jak bawół potem nie wyć. :) Bo naleweczkami człowiek się przecież raczy, a ja uwielbiam nalewki wszelkiej maści – niezastąpiony dodatek do ciast i dobrego towarzystwa. Przez ostatnie kilka lat nie zrobiłam ich jednakże zbyt wiele. Wykluczona z grona degustujących z powodu karmienia, a potem zbyt zmęczona, żeby się nimi delektować (dosłownie kilka łyków działało na mnie silnie usypiająco), stwierdziłam, że poczekam z domową produkcją na lepsze czasy. A jest co robić - owocowe, ziołowe, korzenne, likiery, etc.  Dlatego wszem i wobec ogłaszam, że rozpoczynam niekończący się sezon nalewkowy! A będzie się działo! Oj, będzie!





Dziś nadal w odcieniach fioletu, ale daleko od subtelnego wrzosu,  tym razem mroczna jeżyna. Owoc sierpniowy, już się powoli kończy, ale jeszcze zdążyłam nastawić z niego naleweczkę. 
Odsłona pierwsza, jedna z moich ulubionych:

Jeżynówka


Bierzemy kilogram dojrzałych, przebranych jeżyn i po umyciu i osuszeniu wkładamy do słoja przesypując cukrem (w zależności czy są słodkie czy lekko kwaskowe od 750 g do 1 kg). Słój zakręcamy i odstawiamy na 10 dni potrząsając nim w międzyczasie. Następnie wlewamy 250 ml spirytusu i znów  odstawiamy na 10 dni od czasu do czasu potrząsając słojem. Potem zaprawę zlewamy do drugiego słoja, a jeżyny rozgniatamy i zalewamy 0,5 l  czystej wódki i odstawiamy na tydzień. Po tym czasie łączymy oba alkohole, mieszamy i w razie potrzeby możemy jeszcze dosłodzić miodem rozpuszczonym w małej ilości ciepłej wody (tak się zdarza, gdy jeżyny są kwaśne i kilogram cukru nie wystarczy). Przefiltrowane rozlewamy do butelek i ...odstawiamy na 6 miesięcy w chłodne, ciemne miejsce.

Pracy nie jest znowu tak dużo, tylko na efekty trzeba poczekać, ale zapewniam Was, że cierpliwość się opłaci. Nalewka jest przepyszna! A gdy tak będziecie czekać, aż naleweczka "dojdzie", nie narzekajcie, że to tyle trwa (niektóre odstawia się przecież na rok lub dwa), tylko sobie pomyślcie, że w szlacheckiej Polsce przygotowywano naleweczkę na chrzciny dziecka, a podawano do stołu... na jego weselu! No, to się nazywa cierpliwość!



Pozdrawiam fioletowo

Ewa

3 komentarze:

  1. dzięki, przekażę małżonkowi niech próbuje. Mam pytanie, ten etap w słoikach to odstawiamy byle gdzie czy też w ciemne miejsce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle gdzie. ;) Nie ma znaczenia, tylko tydzień musi się przemacerować.
      Pa

      Usuń

Dziękuję za Twoje odwiedziny

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...