Kiedyś często zastanawiałam się nad felerem genetycznym jaki posiadam. Dlaczego akurat ja go odziedziczyłam, skoro potencjalnych ofiar było więcej? Z jakiś powodów padło na mnie. Otóż, gdy pisałam Wam ostatnio, że bez głowy (raczej) nie wychodzę z domu, to niestety nie przyznałam się, że za to bardzo często ją gubię. Oczywiście do tej pory zawsze się odnajdywała, ale nie jestem pewna czy kiedyś nie zgubi się na amen. A niestety wszystko na to wskazuje. Bardzo się staram o wszystkim pamiętać, zapisuję w kalendarzu, na kartkach, terminy, daty, spotkania, wizyty, wydarzenia, wszelkie zmiany skrupulatnie odnotowuję, pilnuję jak stróż. Głowę przykręcam śrubami do karku, przecież jako matka trójki dzieci i kobieta w średnim wieku muszę być uporządkowana i poukładana. A wcale nie jest łatwo zmienić naturę. Sama ściągam się każdego dnia na ziemię i nieustannie odwołuję do rozsądku. No bo jak tu w obłokach bujać, gdy zupę trzeba ugotować? Tort z wietrzyka nie wystarczy! ;) Gdybym chociaż była pisarką albo malarką, to wiadomo – artystka! Usprawiedliwione, zrozumiane. A tak? Wciąż muszę udawać, że ze mną jest naprawdę wszystko w porządku.
Rok cały zgubiłam, calusieńki. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem już w 2016. Z upiorem maniaka twierdzę, że 2015 to rok ubiegły. Znajomym wyliczam, że do przeprowadzki w 2018 zostały tylko dwa lata. Na dokumentach wypisuję rok przyszły. Gdy w rejestracji zapisywałam wizytę na czerwiec 2016 roku, pani zażartowała, że nie muszę tyle czekać, wizyta będzie zdecydowanie prędzej. O! - na co ja się szczerze raduję - jednak udało się na maj znaleźć wolny termin! Zdziwione oczy pani rejestratorki wyrażające konsternację, przywróciły mi głowę raz dwa. Tylko znów musiałam udawać, że ze mną jest wszystko w porządku, bo jak wytłumaczyć, że dla mnie obecny rok to 2016?
Albo co tu zrobić, gdy po udanych zakupach w ogrodniczym nie mogę znaleźć kluczyków od samochodu? W samochodzie nie ma, w plecaczku nie ma, w kieszeni nie ma... Szukam koło żagwinów i pigwowców, lecę do magnolii, bo tam kucałam, może w tunelu wśród pelargonii i bratków wypadły, a może z drugiej strony, przy ziołach? Szukam ja, szuka pani ogrodniczka, szuka inna klientka z mężem. Nagle, głowa niespodziewanie wraca na swoje miejsce i już wiem, że one są w kieszeni! Ale nie w tej, w której szukałam, w drugiej! No i co w takiej sytuacji zrobić?! I tak nikt nie uwierzy, że ze mną jest wszystko w porządku.
A gdy dowiedziałam się, że najmłodsze dziecko ma wywiadówkę na 18.00, to mnie olśniło, że w tym samym czasie mam zebranie u córki. Oj! Muszę przełożyć, poprosić, bym mogła zdążyć na obie! Dobrze, nie ma sprawy, przesuniemy o pół godzinki. Cudownie! Zdążę i na jedną i na drugą! W tej szczęśliwości trwałam do wczoraj, czyli dnia wywiadówki do godziny 14.00, z której to wyrwała mnie mama koleżanki Najstarszego – ale przecież dziś nie ma wywiadówek, dopiero w maju. Sprawdzam, no tak mam zapisane je w maju. Dziś tylko zerówki. To skąd pojawiły się w one moim kalendarzu już teraz? Musiałam zapisać sobie kosmiczne terminy, gdy głowy akurat nie było. Dobrze, że się znalazła wcześniej. W najgorszym wypadku odnalazłaby się dopiero o 17.00 pod pustą salą.
Gdy do sklepu idę specjalnie po twaróg na leniwe, a wracam do domu z zakupami, tylko twarogu tam nie ma, to gdzie ja mam głowę? Albo siedzę i listę szczegółową sporządzam przez kwadrans, co kupić, co załatwić po drodze, wszystko po kolei mam wypisane prawie co do godziny na tej liście, ale listę w domu na stole zostawiam, to czy to nie feler jakiś?
Gdy do sklepu idę specjalnie po twaróg na leniwe, a wracam do domu z zakupami, tylko twarogu tam nie ma, to gdzie ja mam głowę? Albo siedzę i listę szczegółową sporządzam przez kwadrans, co kupić, co załatwić po drodze, wszystko po kolei mam wypisane prawie co do godziny na tej liście, ale listę w domu na stole zostawiam, to czy to nie feler jakiś?
Źródło: Printerest |
Nie będę pisać o wszystkich przypadkach z ostatnich dni, bo nie zmieściłyby się tutaj. Ale nie jest dobrze, i nic nie wskazuje na to, że z tego wyrosnę (bo już jestem całkiem duża), więc zaczęłam zastanawiać się czy tego aby nie powinnam leczyć? Potem doszłam do wniosku, że skoro z całej puli przeróżnych cech i charakterów Bóg wybrał dla mnie taką naturę, to znaczy, że dla mnie z jakiś powodów jest najlepsza. Nie pytajcie z jakich, bo nie mam zielonego pojęcia. Ale może nie ma co z tym wojować, ani próbować zmieniać? Może najwyższy czas zaakceptować fakt, że głowę gubię częściej niż inni. Że częściej niż inni nie wiem co się wokół dzieje. Że nie ogarniam świata tak jak bym chciała. Na szczęście świat ogarnia mnie i to jest chyba ważniejsze. Może ze mną jest po prostu jak z tą kaczką z dowcipu kulinarnego...
W restauracji klient skarży się, że jego kaczka jest twarda. Na to odpowiada mu filozoficznie kelner:
- Proszę Pana, kaczki możemy podzielić na twarde i miękkie, ta akurat jest twarda.
Chyba nie ma sensu zastanawiać się już dłużej nad felerem, bo co ja poradzę, że akurat jestem tą twardą kaczką. :))
Pozdrawiam Was ciepło
I udanego weekendu majowego życzę!
Ewa
:)) A ja myślałam, że ze mną niedobrze, a tu masz, kolejna twarda kaczka chodząca, a właściwie błądząca po tej ziemi:) A tak nawiasem, to miałam kiedyś takiego współpracownika, starszego profesora, który stale był zagubiony w zawodowym życiu i wszyscy dzielnie się nim opiekowaliśmy robiąc z nim, lub za niego. Kiedy spotykam go dziś i widzę jak świetnie sobie radzi jako samotny wdowiec na emeryturze, to myślę sobie, że to był chyba jego sposób na życie zawodowe, bo nikt nigdy nie miał do niego o nic pretensji, wiadomo było, że jemu wolno zawalić, bo on tak ma. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTy też z tych twardych? ;))
UsuńNo tak, niektórzy (szczególnie mężczyźni) może i wolą udawać nieporadnego... ;) Lecz obrać taki sposób na zycie, trochę ryzykowne! :))
Pa, Olu.
:):):) jest nas więcej :) Ja dzisiaj zakupiłam kilogram suchej karmy dla sterylizowanych kotów i dopiero jak miałam płacić dotarło do nie , że moje koty nie są wysterylizowane... u rodziców owszem ale nie moje ;) Nie zdobyłam się na to żeby sprostować pomyłkę ... trudno niech się przyzwyczajają sterylizacja i tak ich nie minie ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że to cieszy! :)) Że nie jestem sama. ;)
UsuńPewnie, niech się przyzwyczajają. ;)
cześć ;), jak ja lubię czytać Twoje posty, od razu się uśmiecham...ja jestem tak zakręcona że zaraz po opublikowaniu fotek na własnej stronie nie pamiętam już które wrzuciłam.... muszę ciągle wchodzić i sobie przypominać ;) to sie dopiero nazywa "zgubienie głowy" ;)
OdpowiedzUsuńbuziaki - Ania
:)) To miło. Myślę, że w dzisiejszych zagonionych czasach, coraz więcej jest tych "zakręconych, bez głów". :))
UsuńBuziaki
Żarty żartami, ale to może być objaw poważnej choroby i ja bym tego nie lekceważyła, bo jak sama zauważyłaś z tego się nie wyrasta, a może być gorzej. Lekarz rodzinny albo od razu do neurologa.
OdpowiedzUsuńNie, Małgosiu, ja tak mam od urodzenia. :)) Gdyby istniały tabletki na zmianę charakteru, to może bym poszła do lekarza, ale obawiam się, że to jest nieuleczalne. ;)
UsuńUściski serdeczne
mam tak samo...
OdpowiedzUsuńWarto było założyć bloga, by nie czuć się w tym dziwactwie odosobnioną.:))
UsuńPozdrawiam Cię ciepło
Wczoraj zrobiłam sobie listę...pojechałam do sklepu...robiąc zakupy sprawdziłam listę...wróciłam do domu...spojrzałam na żółwia...i...:)
OdpowiedzUsuńA, tak, tak, wiem, znikają informacje czasowo z listy! Jakieś czary mary. :))
UsuńWidać, nie ja jedna taka zkręcona. :)
Pa
...no to Ja też dołanczam do klubu tych twardych kaczek!
OdpowiedzUsuńMam tak samo!
Nie wiem, może to wiek (bo też już średni), może chaos panujący w domu (bo czasami mam wrarzenie, że te moje dzieci, to tak jakby nie moje, przecież Ja taka grzeczna zawsze byłam)... Echhhh... Mogłabym wymieniać i wymieniać...
"wrażenie" miało być! ;)
UsuńJaka ulga! :)) Dorotko, nic się nie martw, przy trójce dzieci, to chaos jest wpisany w życiorys! ;))
UsuńOstatnie zdanie jest bardzo trafne, naprawdę nie tylko Ty jesteś zakręcona, zdarza się to nawet w miarę ogarniętym (co nie znaczy, że Ty jesteś nieogarnięta) ludziom bez nawału obowiązków. Teraz wszyscy żyją w gonitwie wiecznej, może niemowlaki nie wiedzą jeszcze, co to pośpiech i pęd do czegoś, co nieodgadnione. Nie przejmuj się, dobrze, że sobie czasami przypominasz do czego służy głowa. Bo co by to było, gdybyś zapomniała?
OdpowiedzUsuńBuziaki i miłej majówki życzę.:)
Wiem, że się tym ogarniętym przydarza, lecz zdecydowanie rzadziej! :) A ja czuję taką naturalną sympatię do tych jeszcze bardziej zakręconych, np. nauczyciela instrumentu mojego Najstarszego wprost uwielbiam - a ten to ma dopiero problem z ogrnięciem świata! :)))
UsuńDzięki, Tobie też udanego wypoczynku!
Skąd ja to znam :)) widzę że jest nas więcej :))
OdpowiedzUsuńWarto czasem się obanżyć z ułomności, bo okazuje się, że inni mają takie same. :)) I już człowiek czuje się bardziej normalny. :))
UsuńJaki tam feler, taki urok twój. Ładna kolekcje się zebrała, ale jak na ogarniającą wszechświat matkę trójki dzieci to ty genialnie zorganizowana jesteś. Aż mnie ścisnęło jak przeczytałam o tej długiej liście zakupów zostawionej w domu - uczucie znane aż za dobrze.
OdpowiedzUsuńTo w takim razie jestem niezwykle urokliwa! :)))
UsuńMuszę się zorganizować, bezdyskusyjnie, choć wymaga to ode mnie sporego wysiłku. No właśnie, ach te dziurawe głowy... ;))
Buziaczki przesyłam serdeczne
To u nas normalne, ja po ciężkiej pracy nad sobą troszkę rzadziej zapominam głowy, ale cóż ciągle się zdarza :) Przy trójce dzieci to normalne (wiem o czym piszę), ale jak ich nie miałam to równie roztrzepana byłam, a może bardziej? Bo dzieci dyscyplinowały mnie, przynajmniej do odkładania rzeczy, prawie zawsze :) na miejsce. Ale terminy wywiadówek, szczepień, wizyt u specjalistów wszelakiej maści... no nie, tego nie opanuję nigdy :)
OdpowiedzUsuńOj, tak, dzieci też bardzo mnie zmieniły, bo roztrzepana byłam niemiłosiernie. Na szczęście zawsze miałam cudownych ludzi, którzy akceptowali mnie z dobrodziejstwem zakręconego inwentarza. :))
UsuńA od pewnego czasu, też pracuję nad sobą, ale bardziej w wymiarze akceptowania niedoskonałości swego charakteru. :))
Edytko, ściskam Cię mocno. Bardzo się cieszę z Twoich komenatrzy, wiesz? ;))
Też Cię ściskam, lubię podczytywać i komentować Twoje posty, więc jesteśmy kwita :)
Usuń:)))
UsuńJa takie akcje o tej porze roku nazywam "wiosennym zawrotem głowy". Ściskam :-)
OdpowiedzUsuńA, ładnie, bardzo ładnie nazywasz! :)) Ja później będę miała letni zawrót głowy, potem jesienny... ;)))
UsuńUściski
Ja bez kalendarza i setek karteczek , które ciągle zapisuję aby nie zapomnieć nie ruszam się z domu :-). Ciągle albo zapominam albo czasu mi brak . A może za dużo mam do pamiętania i głowa coraz cięższa więc czasami po prostu odpada i gdzieś a gubię ? :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie jest dużo wszelakich spraw do zapamiętania, więc bez karteczek żaden szef się nie obejdzie. Nawet szef domowego ogniska. ;) Nie ma sensu przeciążać głowy, skoro są papierki pod ręką, prawda? :)))
UsuńUściski serdeczne
Uśmiałam się czytając ten post. Zreflektowałam się jednak szybko, bo ...mam tak samo. Już nawet przestałam się temu dziwić.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej jest się z czego pośmiać później.
Nie zapomnij wpaść do mnie z rewizytą, a może zapiszesz się na candy?
No tak, bo zazwyczaj "w trakcie" jest nie do śmiechu. ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Super znalezione zdjęcie do tekstu!
OdpowiedzUsuńPrawda? Też mi się spodobało. :)
UsuńGdy się to opowiada, to jest śmiesznie, ale gdy się dzieje, to nie bardzo. Znam to z doświadczenia i obawiam się, że przypadłość się rozhula. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńNo tak, z perspektywy czasu wielu wydarzeniom można nadać zabawną nutkę, choć w trakcie nie było nam do śmiechu.
UsuńNie strasz, nie strasz! ;)
Jesteś raczej pozytywnie zakręcona ;) Całusy - M.
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
Usuń