Zacznę w odwrotnej kolejności. Tak jak Wam poprzednio pisałam nie wyrabiam się ostatnio na zakrętach - każdy to pewnie teraz odczuwa. ;) A przecież za zakrętem już Święta, na horyzoncie grudzień i ręce pełne roboty. Na dodatek w grudniu będę miała cały tydzień wyjęty z kalendarza! :( Akcenty grudniowe czas szykować, a tu: woreczki adwentowe popłakują w kącie czekając aż je skończę, szyszki do połowy pomalowane, pistoletu na klej nie mogę znaleźć, krzesła skończyć nie mogę, bo po gąbkę tapicerską nie mam się kiedy wybrać! Na dodatek najstarsze dziecię ma niedługo egzamin w szkole muzycznej i skrzypi niemiłosiernie co dzień, szlifując utwory szarpiąc struny i moje nerwy, a dla odmiany najmłodsze dziecię przechodzi właśnie bunt trzylatka i każdy dzień zaczyna się od "nie".
Ameryki nie odkryję jak napiszę, że każdy z nas ma swoje mniejsze lub większe problemy, którymi nie obarcza innych, tylko stara się mimo wszystko nieść radość i optymizm oraz głowę do góry. Nie jestem tu wyjątkiem. I przyznam się Wam dziś, że od lat trzymam trupa w szafie! Trup, jak trup (co Wam będę opisywać), tyle tylko, że udomowiony i nieprzewidywalny. Już sama świadomość, że tam siedzi miła nie jest, a jeszcze kiedy z niej nagle wyjdzie, to tak potrafi zatruć mi życie i odebrać wszelką jego radość, że wszystkiego mi się odechciewa. Trupa pozbyć się na razie nie mogę, więc tak sobie koegzystujemy w raczej wątpliwej symbiozie.
Wtedy szczególnie pomaga mi tropienie moich maleńkich szczęść. Wyłapuję je wszystkie z lupą w ręku zgarniając starannie okruszki codzienności. I choć miałam chwile zwątpienia, czy pisać dalej bloga, to po ostatnich wyróżnieniach i miłych komentarzach, myślę, że jeszcze trochę dam radę! :) Trup, co prawda nadal po domu biega, ale widzę, że coś ostatnio słabnie, więc go niedługo do tej szafy z powrotem zagnam. :0
A tymczasem, zanim popołudniami zamienię się w pełnoetatowego szofera, działam miedzy kuchnią a miotłą, maszyną do szycia a pędzlem, pralką a żelazkiem... Mąż przed wyjazdem przytargał mi znów ogromne ilości jabłek z działki (żebym się zanadto nie nudziła pod jego nieobecność!) i tym razem ruszyła produkcja kompotów.
Dzieci natomiast męczą mnie o ciasteczka - uwielbiają to! Ja zresztą też lubię razem z nimi robić ciasteczka, gorzej gdy już one się w piekarniku grzeją (oczywiście ciasteczka, nie dzieci) :)), a mój wzrok pada na (nazwijmy to) kuchenny nieład artystyczny, czyli porozsypywaną mąkę dookoła i jeszcze dalej, oblepione szafki, stos foremek (wszystkie użyte!) i najlepsza zabawa mojego najmłodszego przychówku, czyli wymieszanie zawartości pojemników z solą i mąką, o czym przekonuję się np. dnia następnego wykorzystując mąkę do panierki (kotlety wychodzą cudownie słone?), czy soli do zupy (powstaje zasmażka?). Jak jeszcze do tego wszystkiego ciasteczka się przypalą (jak to miało miejsce tydzień temu), to już mam pełnię szczęścia! Ale jak odmówić dzieciom ich ukochanego zajęcia? :))
Ameryki nie odkryję jak napiszę, że każdy z nas ma swoje mniejsze lub większe problemy, którymi nie obarcza innych, tylko stara się mimo wszystko nieść radość i optymizm oraz głowę do góry. Nie jestem tu wyjątkiem. I przyznam się Wam dziś, że od lat trzymam trupa w szafie! Trup, jak trup (co Wam będę opisywać), tyle tylko, że udomowiony i nieprzewidywalny. Już sama świadomość, że tam siedzi miła nie jest, a jeszcze kiedy z niej nagle wyjdzie, to tak potrafi zatruć mi życie i odebrać wszelką jego radość, że wszystkiego mi się odechciewa. Trupa pozbyć się na razie nie mogę, więc tak sobie koegzystujemy w raczej wątpliwej symbiozie.
Wtedy szczególnie pomaga mi tropienie moich maleńkich szczęść. Wyłapuję je wszystkie z lupą w ręku zgarniając starannie okruszki codzienności. I choć miałam chwile zwątpienia, czy pisać dalej bloga, to po ostatnich wyróżnieniach i miłych komentarzach, myślę, że jeszcze trochę dam radę! :) Trup, co prawda nadal po domu biega, ale widzę, że coś ostatnio słabnie, więc go niedługo do tej szafy z powrotem zagnam. :0
A tymczasem, zanim popołudniami zamienię się w pełnoetatowego szofera, działam miedzy kuchnią a miotłą, maszyną do szycia a pędzlem, pralką a żelazkiem... Mąż przed wyjazdem przytargał mi znów ogromne ilości jabłek z działki (żebym się zanadto nie nudziła pod jego nieobecność!) i tym razem ruszyła produkcja kompotów.
Pierwsza partia i druga partia |
Tarta tatin, ale nie bardzo wyszła, więc będzie poprawka |
Dzieci natomiast męczą mnie o ciasteczka - uwielbiają to! Ja zresztą też lubię razem z nimi robić ciasteczka, gorzej gdy już one się w piekarniku grzeją (oczywiście ciasteczka, nie dzieci) :)), a mój wzrok pada na (nazwijmy to) kuchenny nieład artystyczny, czyli porozsypywaną mąkę dookoła i jeszcze dalej, oblepione szafki, stos foremek (wszystkie użyte!) i najlepsza zabawa mojego najmłodszego przychówku, czyli wymieszanie zawartości pojemników z solą i mąką, o czym przekonuję się np. dnia następnego wykorzystując mąkę do panierki (kotlety wychodzą cudownie słone?), czy soli do zupy (powstaje zasmażka?). Jak jeszcze do tego wszystkiego ciasteczka się przypalą (jak to miało miejsce tydzień temu), to już mam pełnię szczęścia! Ale jak odmówić dzieciom ich ukochanego zajęcia? :))
Jesienne ciasteczka imbirowe (wyszły takie sobie)
|
Ulubione ciasteczka cytrynowe dzieci (te nieprzypalone) |
Wczorajsze cynamonowe listki połknięte w 5 minut!
|
A teraz obiecany już daaaawno przepis na imbir w czekoladzie. Przepis znalazłam w Angorze w dziale "Mirosław Kaliciński gotuje". Potrzebne będzie:
25 dag imbiru
8-10 łyżek cukru
3-5 łyżek wody
1 tabliczka czekolady
Cukier zagotować z wodą aż się rozpuści. Imbir obrać, pokroić w plastry (moim zdaniem lepiej większe niż mniejsze) i wsypać do garnuszka. Obgotować na małym ogniu 7-10 minut aż straci surowość. Syrop zlać, a do ciepłego imbiru dodać posiekaną czekoladę i wymieszać aż do rozpuszczenia się czekolady. Otrzymaną masę wyłożyć w miarę płasko (ok. 1 cm grubości) na papier do pieczenia i cierpliwie poczekać aż ostygnie i włożyć do lodówki. Potem pokroić w kostkę (gdy imbir pokroicie na mniejsze kawałki) lub odrywać (gdy imbir był w większych kawałkach) i podjadać! :)) Na tak zwane niewyparzone gęby działa idealnie. :))) Przechowywać w chłodnym miejscu, czyli najlepiej w lodówce. ;) A ten mocno ostro-słodki syrop, co nam pozostał po odcedzeniu imbiru, można dodać do kawy (której nie pijam), albo do herbaty (której nie słodzę), albo (potrzeba matką wynalazku!) zrobić imbirowe babeczki! ;) Po prostu do najzwyklejszego przepisu babeczkowego dodać syrop (ja zmniejszyłam trochę tylko porcję cukru i mleka) i już. Te wszystkie ciasteczka imbirowe na sproszkowanym imbirze niech się schowają! Mniam!
Na zakończenie chciałam Wam zwrócić uwagę na mały banerek z kartoflem, który się dziś u mnie pojawił. Jakiś tydzień temu Jagodzianka zamieściła na swoim blogu ten właśnie kartoflany obrazek i wyznała, że od trzech miesięcy nie ogląda telewizji i bardzo jej z tym dobrze. Przypadł mi on do gustu (ten obrazek), gdyż jestem szczęśliwą nieposiadaczką telewizora od półtora roku i też bardzo sobie ten stan chwalę. Telewizor był, ale się zepsuł i od tamtego momentu jakoś nie zatęskniłam za nim tak bardzo, aby kupić nowy teleodbiornik. Zresztą nigdy nie był on w centrum zainteresowania. Wieczorne informacje i tak przechodziły mi koło nosa, bo to była pora szykowania dzieci do spania, filmy zaczynały się, gdy akurat dzieci usypiałam, a późnowieczorne seanse były po prostu nie na moje możliwości (maluchy do tej pory w nocy mamę wołają!). A dzieci oglądały bajki tylko o wybranych porach. Może za jakiś czas, gdy noce będę miała przespane, to i ów nadajnik wróci na salony, ale póki co sensu nie widzę. W końcu nawet Euro 2012 oglądałam przez internet. ;) W każdym razie spytałam Jagodziankę, czy nie udostępniłaby tego znaczka innym, którzy czy to, tak jak ja, telewizora nie mają, czy też mają, ale dla nich telewizor nie stanowi centrum życia rodzinnego. Słowem - dla tych, dla których telewizor w domu nie jest sprzętem numer 1. Dlatego jeśli ktoś popiera ideę, ogólnie mówiąc, ograniczania telewizji na rzecz innych zajęć, to może sobie to kartoflane serduszko ode mnie czy od Jagodzianki ściągnąć. Zachęcam gorąco do propagowania życia bliżej natury (i nie tylko o przyrodę tu chodzi) :)). A może ktoś chciałby jakiś nowy znaczek utworzyć w tym celu?
Na absolutne już zakończenie powiem, że jestem gapa nad gapy! Wiecie o czym zupełnie zapomniałam? O pigwie! Nastawiłam naleweczkę i (mój) słuch o niej zaginął. A zatem następny post będzie o pigwie, żebym jeszcze zdążyła przed grudniem z takim jesiennym wpisem. ;) Pójdę dziś sprawdzić czy jeszcze pigwę na krzaku znajdę i jeśli tak, to zrobię dla Was zupę pigwową. ;))
Pozdrawiam
Ewa
Na absolutne już zakończenie powiem, że jestem gapa nad gapy! Wiecie o czym zupełnie zapomniałam? O pigwie! Nastawiłam naleweczkę i (mój) słuch o niej zaginął. A zatem następny post będzie o pigwie, żebym jeszcze zdążyła przed grudniem z takim jesiennym wpisem. ;) Pójdę dziś sprawdzić czy jeszcze pigwę na krzaku znajdę i jeśli tak, to zrobię dla Was zupę pigwową. ;))
Pozdrawiam
Ewa
Je ju jak ja się zmęczyłam:)chyba za Ciebie?kiedy Ty na to wszystko znajdujesz czas,ciągle ciasta ciasteczka tu malowanie tu szycie je ju je ju
OdpowiedzUsuńTeraz pigwy to chyba juz nie ma?zobaczę w niedziele na placu,no ale przepis na nalewkę potrzebuje:)
Z tym trupem to o co chodzi:)po co go tam trzymasz:)zakop w ogrodzie ale sąsiada:)
UsuńBiegam sprintem za czasem! W szkole miałam najlepszy wynik na 100 m. :))
UsuńU nas dziś od południa pada bez przerwy i nie poszłam sprawdzić, czy pigwa jeszcze jest do wzięcia. ;) Jutro zajadę.
Obawiam się, że skubaniec i tak wylezie (a jeszcze szkód sąsiadowi narobi!). W końcu się z nim rozprawię raz a dobrze, ale na razie tkwię w martwym ;) punkcie.
Buziaczki Iguś (muszę sprawdzić, czy przepis na szpinaczek już dodałaś)
W domu to raczej na więcej niż 100 metrów się nie rozpędzisz:)jeju jeju jeszcze nie dałam:/wieczorkiem dam tylko zapiszę sobie żeby nie zapomnieć ach te dziury w mózgu:)
Usuń:))) Ja też z dziurami! ;)
UsuńNa początek Ci napiszę, że jak przeczytałam wstęp o tym trupie to mi krew w żyłach zmroziło!
OdpowiedzUsuńNie wierzę jednak że się tak całkiem z nim nie lubisz;) skoro masz tyle energii, aby z tyloma zajeciami sobie radzic. Pewnie sobie go tam w tej szafie pielegnujesz na wypadek nudy;)
Tematów z dziesiejszego postu mi wystarczyłoby na pół roku;) Ale to pewnie "ludzie - orkiestry" - tacy jak Ty - tak mają!
Bardzo Ci dziękuję za przepis na imbir w czekoladzie - dziś po pracy zabieram się za testowanie:)
Pozdrawiam!
Oj, ja Ci powiem, że ja go z całego serca nie cierpię! A ostatnimi czasy właśnie wyssał całą radość mą! Ale już odzyskuję równowagę i kija na niego już szykuję! ;)
UsuńKochana jesteś, ale ja sobie myślę, że tyle rzeczy chciałabym zrobić, a czasu ciągle mi brakuje!
Jakby co służę radą, bo imbirek już któryś raz pochłaniam! Powodzenia.
Pa
mniam, mniam! Jeszcze raz pieknie dziekuje!
UsuńI jak, mam nadzieję, że wyszło? :))
UsuńPa, pa
Aaa to zapomniana nalewka z pigwy tym trupem jest jak mniemam :)) kochana tyle rzeczy pokazałaś, że zalizałam monitor czysty jest jak nigdy ;))
OdpowiedzUsuńsame pyszności, imbir uwielbiam miłością wielka od zawsze i sama robię imbirowe ciasteczka na Święta, bez nich nie idzie :)) Też nie mam TV !!
buziaki!
:))) Mój laptop też się nadaje do wylizania, muszę spróbować! :)
UsuńJa właśnie wypróbowuję przepisy z imbirem, ale na razie nie powaliły mnie na kolana. Jestem nadal poszukująca. ;)
Więcej czasu bez TV, prawda?
Pozdrawiam cieplutko
Ojejku jak ty fajnie piszesz, aż chce się czytać i czytać:) super. Chyba spróbuję przygotować ten imbir, wygląda apetycznie:) Banerek z kartoflem spokojnie mogę wrzucić do siebie, bo telewizor posiadam, ale TV nie:)
OdpowiedzUsuńMarto, mów mi tak częściej! :))
UsuńOj, ten imbir wart grzechu.
Tak czułam, że fanek nie-telewizyjnych jest więcej!
Pa
A ja po pierwsze pytam co to za trup i czy mogę Ci jakoś pomóc go wypędzić, bo jak on tam dalej pozostanie to ja nie wiem czy się nie będę bała do Ciebie przyjść :)
OdpowiedzUsuńA po drugie to proszę o jakiś PROSTY przepis na cisteczka co bym zrobiła z moimi dziećmi, albo na następne pieczenie ciasteczek proszę zaprosić moje dzieci, a ja w zamian będę pilnować żeby Ci nikt nie pomieszał mąki z solą :)
A jeszcze tak na marginesie, z ciekawości, zapytam dlaczego w grudniu będziesz miała jeden tydzień wyjęty z życiorysu?
buziaki
Nie bój się, bo on tylko mnie żyć nie daje. Dla innych jest zupełnie nieszkodliwy.
UsuńProsty przepis dam Ci na babeczki - 5 minut roboty, więc dzieci nie zdążą narobić szkód. ;)
Jadę z M. do szpitala.
pa
Ewo,naprawdę po raz kolejny podziwiam Cię za to co robisz:) Kiedy ty na to wszystko znajdujesz czas?Jesteś mistrzynią logistyki!!Powinnaś być z siebie dumna.Możesz mi wierzyć.Wiesz i tym...
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia i opisy powodują u mnie ślinotok:)Mam ochotę wpaść do kuchni
i zająć się tym wszystkim na co mam ochotę,ale...jak wiesz teraz mam inne, dodatkowe zajęcia...
Ważne,abyśmy wśród obowiązków dnia codziennego znalazły coś dla siebie,a Tobie i to się udaje:)Mnie też:)
Mam nadzieję,że Twoje zwątpienie było chwilowe.Nie możesz przestać pisać,bo to jest Twoja przyjemność.Robisz to cudnie a i czytelniczek masz coraz więcej:)
Dopóki znajdujesz na to czas -pisz i się spełniaj:)
Telewizor co prawda mam,ale od niedawna nowy.Dotychczas miałam stary ,poczciwy odbiornik kupiony dawno temu za przedpłatę na Malucha,na którego się już nie załapaliśmy.
Ja też mogłabym żyć bez tego .Sama go nie włączam,bo po prostu albo nie mam czasu ,albo wolę zrobić coś ciekawszego.
Pozdrawiam i...wciąż czekam...
Olka
Zapomniałam dodać o trupie...Zamknij go najlepiej w piwnicy,albo...jeszcze lepiej.Wywieź gdzieś i zakop!Nie potrzebujesz go!
OdpowiedzUsuńOlka
Ja dopiero teraz, odkąd prowadzę bloga, uświadamiam sobie ile ja w tej kuchni spędzam czasu! ;)
UsuńLubię pisać i cieszę się, że ktoś ma ochotę to czytać. A jak jeszcze zostawi taki miły komentarz, to radość większa. :)))
Całusy przesyłam
Ewa
Imbir uwielbiam, nikt poza mną w rodzinie sympatia do niego nie pała,...a ja bardzo.Jak zrobię sobie go w czekoladzie to se będę mieć - tylko dla siebie ...
OdpowiedzUsuńTV-zor w domu jest, ale z nim odwrotnie niż z imbirem,... ja oglądam bardzo rzadko, prawie wcale - ale reszta za to pasjami, denerwuje mnie to ogromnie... Często mówię,że 11 przykazanie mojego chłopa to: "po przjściu do domu natychmiast włącz telewizor",...szczególnie mnie to męczy w okresie jesiennno-zimowym,mam wtedy wrażenie,że to cholerne ustroństwo działa na okrągło...ale cóż zrobić, byle do wiosny
Ha, dobra nasza (Twoja), przynajmniej nie musisz się dzielić! Mój ci on. :))
OdpowiedzUsuńTV to straszny zjadacz czasu. Ja w ciągłym niedoczasie i szkoda mi go tracić na byle co, więc wyobrażam sobie jak działa Tobie ten odbiornik na nerwy. ;)
Byle do wiosny!
Pa