Tak jak wspomniałam dziś będzie o zapomnianej (przeze mnie) pigwie. Jakiś czas temu nastawiłam naleweczkę z pigwy i ... głowy mojej zajętej już ona nie zaprzątała. Ostatnio ciągle coś było pilniejszego, że odłożyłam nalewkę i wpis o niej na bok i zupełnie zapomniałam! Dopiero gdy zlewałam ją do butelek, olśniło mnie, że przecież nie napisałam o niej postu. A ona tak milcząco rozczarowana stała tyle czasu! ;)
Pigwa (jedyny przedstawiciel rodzaju pigwa) oraz pigwowiec - należące do rodziny różowatych - często są mylone ze sobą, a to odpowiednio: niewielkie drzewa oraz krzewy, których owoce podobne do małych jabłuszek dojrzewają we wrześniu i październiku. Potrzebują ciepła i słońca przez długi czas, czego nasz klimat o tej porze roku raczej nie może zapewnić. Niemniej jednak uprawa się przyjęła i owocują bez zarzutu. Owoce nie nadają się do spożycia prosto z krzaka, bo są twarde i kwaśne, ale idealnie nadają się na wszelakie przetwory, a w szczególności ;) na nalewki. Znalazłam nawet przepis na zupę pigwową, ale niestety po pigwie o tej porze ani śladu. A miałam nadzieję, że taką piękną jesienią jeszcze zastanę pigwę na krzaczku, a tu ...pusto. :(
Najpierw dojrzewała sobie cierpliwie na salonowym parapecie ciesząc zmysły ;) |
Pigwa (jedyny przedstawiciel rodzaju pigwa) oraz pigwowiec - należące do rodziny różowatych - często są mylone ze sobą, a to odpowiednio: niewielkie drzewa oraz krzewy, których owoce podobne do małych jabłuszek dojrzewają we wrześniu i październiku. Potrzebują ciepła i słońca przez długi czas, czego nasz klimat o tej porze roku raczej nie może zapewnić. Niemniej jednak uprawa się przyjęła i owocują bez zarzutu. Owoce nie nadają się do spożycia prosto z krzaka, bo są twarde i kwaśne, ale idealnie nadają się na wszelakie przetwory, a w szczególności ;) na nalewki. Znalazłam nawet przepis na zupę pigwową, ale niestety po pigwie o tej porze ani śladu. A miałam nadzieję, że taką piękną jesienią jeszcze zastanę pigwę na krzaczku, a tu ...pusto. :(
Jako ciekawostkę powiem Wam, że pigwa/pigwowiec ma więcej witaminy C niż cytryna (ale to żadna rewelacja, bo i kiwi i imbir i wiele innych owoców jest bardziej bogate w tę witaminę), więc idealnie zastępuje ją w herbacie. Ma całe bogactwo składników mineralnych oraz komplet witamin z grupy B. Reguluje trawienie, więc jest niezastąpiona na wszelkie kłopoty żołądkowe, działa przeciwwymiotnie i przeciwzapalnie, wzmacnia odporność, obniża ciśnienie i reguluje poziom cholesterolu, a nawet redukuje zmarszczki (stosowana oczywiście zewnętrznie!). :)) Ma piękny cytrynowo-korzenny zapach, dlatego warto ją schować do szuflady, np. z bielizną.
I jak tu jej nie lubić i nie kurować się nią w długie zimowe wieczory?
Zdjęcia jeszcze słonecznie jesienne ;) |
Nalewka pigwowa
Kilogram owoców pigwy lub pigwowca pokroić i oczyścić z nasion, zasypać kilogramem cukru i odstawić na 10 dni. Zlać syrop, połączyć z litrem spirytusu i odstawić na 3 miesiące. Prosta? Bardzo. Pozostałe owoce można ponownie wykorzystać zalewając litrem wódki i zostawiając na co najmniej pół roku (ja oczywiście nie omieszkałam z tego skorzystać i w kwietniu będzie jak znalazł). ;)
A wracając do tytułu dzisiejszego wpisu pokażę Wam przy tej okazji moją tajemną skrytkę na nalewki. ;) Wylicytowany, jakiś czas temu, nakastlik przeszedł błyskawiczną metamorfozę. Pamiętam, że przybył do mnie na kilka dni przed powrotem męża, a że był naprawdę w opłakanym stanie musiałam się szybko wziąć do roboty, aby mąż nie zobaczył co ja za gruchot do domu zaprosiłam. ;) Nawet Mama na moją propozycję, że może chciałaby taki pomocnik do kuchni, skrzywiła się ze wstrętem! Cóż, skoro niemiła księdzu ofiara, to ja to cielątko szorowałam, szlifowałam, sztukowałam, w końcu pomalowałam i nawoskowałam. Dodałam drewniany dekor, nowe półeczki, plecy i szyldy i mam od jakiś 2 tygodni stróża naleweczek! Ot, taki tymczasowy podręczny bareczek. ;) Ale coś czuję, że niedługo oddam go dzieciom we władanie - niech trzymają tam swoje bloki i rysunki, mazaki, farbki, pastele,... bo ciągle mi się gdzieś te akcesoria artystyczne plączą na wierzchu, a wysokie karafki i tak się w nim nie mieszczą. :(
Przy okazji pokażę Wam, co wczoraj zgarnęłam w Duce za całe 19,90 zł. Zawsze chciałam mieć koronę (nie na głowie oczywiście). :) Wiecie, że jako mała dziewczynka, gdy wszystkie koleżanki chciały być księżniczkami, ja (przewrotna natura już dawała o sobie znać), chciałam być służącą?! :)) Po latach jednak korony się doczekałam. I nie mogłam się powstrzymać, żeby jej nie ozdobić już świątecznie. :)) Taka pierwsza przymiarka na szybko - i tak świecznik adwentowy ozdabiałam, więc hurtem poleciałam. ;)
Wpis znowu mi wyszedł taki upakowany jak .zip i na dodatek na pół jesienny, a na pół zimowy! :)) Wracam do roboty, bo zaraz kolację dzieciom muszę robić. Ech, jak ten czas gna!
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do miłego
Ewa
Ewa