Kolejny wpis miał być o zielonej jesieni. Chciałam Wam napisać, że smuteczki otrzepane, włoski przygładzone, że obiecuję nie smucić się więcej, i że od tej pory będą same pogodne wieści, gdyż znów wyruszam na poszukiwanie malutkich szczęść codzienności. Ale, jak wiecie, życie pisze własne scenariusze i zmienia nasze plany, chichocząc za plecami...
W sobotę, po 10 latach i 7 miesiącach odszedł nasz kochany pies. Był to wyjątkowo olbrzymi (nawet jak na przedstawiciela swojej rasy! i wyjątkowo piękny) leonberger i sądziliśmy, że jak każdy wielki pies, na stare lata będzie miał problemy ze stawami. A tu figla spłatało jego dobre serce – od lipca pomaleńku słabło, aby przez ostatni miesiąc dzień po dniu gasnąć. Wyniki krwi i inne organy miał w jak najlepszym porządku – tylko serce nie chciało już, tak jak kiedyś, napędzać tego ogromnego ciała. Weterynarz, po wykonaniu szeregu badań: EKG, USG i echa, powiedział nam, że z sercem w takim stanie to cud, że jeszcze oddycha, bo z medycznego punktu widzenia powinien nie żyć. Dlatego trudno mu orzec, ile jeszcze pożyje – może tydzień, może dwa. Mężowi, przed wyjazdem kazał się z nim pożegnać, bo do końca października na pewno go już nie będzie. Na do widzenia powiedział: cieszcie się każdym dniem, bo to prezent od losu.
I tak też przez cały październik żyłam – każdej nocy nasłuchiwałam, czy słychać jego ciężki oddech, każdego ranka biegłam sprawdzać, czy żyje, i za każdym razem była ulga i radość, że nadal z nami jest. Dzięki temu zdążyłam się pożegnać i oswoić z myślą, że w każdej chwili to się może zmienić. A jednak, gdy ona przyszła, był żal i smutek i wielkie łzy... Każdy, kto miał szczęście być kochanym przez psa, wie jakim darem jest jego bezkresna miłość.
Pocieszeniem wielkim jest, że odszedł spokojnie, że nie trzeba było podejmować (zawsze trudnej) decyzji o uśpieniu, że nie cierpiał przez ten ostatni czas, choć każdy krok go męczył i króciuteńkie spacery były dla niego wysiłkiem. Jedyne, co można było zrobić, to otoczyć go jeszcze większą opieką i miłością oraz zapewnić mu spokój.
Nadając mu imię Megan braliśmy pod uwagę jego przyszłe mega-rozmiary, ale nie wiedzieliśmy, że będzie miał też mega-dobre serce. Jego łagodność była wprost proporcjonalna do jego wielkości, a jego cierpliwość zupełnie niezwykła.
Odszedł w najpiękniejszy dzień tej jesieni - w cudownie słoneczną i wyjątkowo ciepłą (20º) sobotę. Teraz odpoczywa w najpiękniejszym miejscu - na moich ukochanych wrzosowiskach.
Spieszmy się kochać zwierzęta!
Ewa
Tak mi przykro. Był niesamowity!
OdpowiedzUsuńDziękuję, to prawda.
UsuńEwo,naprawdę wiem co czujesz.Przeżyłam to kiedyś w młodości.To był mądry,kochany kundelek,którego kiedyś przygarnęliśmy...Był u nas 18 lat,ale Rodzice musieli podjąć decyzję o uśpieniu.Tak już było źle...
OdpowiedzUsuńA leonbergera ma moja siostra i wiem jakie to kochane ,choć ogromne psy:)
Trzymaj się!Na szczęście masz milion zajęć ,ale dzieciaczki też cierpią .Wtedy Twoja rola jest jeszcze trudniejsza.Wierzę,że sobie poradzisz.
Wspieram Cię duchowo!Olka
18 lat to szmat czasu! Moja poprzednia suczka (też wielka, bo sznaucerka olbrzymka) dożyła 16 lat!
UsuńDziękuję na prawdę z całego serca za tyle ciepłych słów. To prawda, że codzienna gonitwa odpędza myśli, chociaż pustkę dopiero właśnie odczuwam, gdy emocje opadły... i nie mam z kim wyjść na wieczorny spacer... to dziwne uczucie. Wczorajszej nocy długo nie mogłam zasnąć, więc dzisiaj mam nadzieję, że mi się uda, bo padam na nos (w weekend przejechałam 250 km).
Całusy i uściski!
Ewa
Oj jak przykro
OdpowiedzUsuńJa 2lata temu pochowałam moja sunie,także miała chore serce.Robiłam co mogłam z medycznego punktu widzenia aż w końcu...
Po roku pojawiła się Zocha,nie wyobrażam sobie domu bez psa!!!
Po domu biegają jeszcze 2 koty, ale tylko pies potrafi się tak cieszyć na nasz widok, prawda? Tylko pies potrafi tak patrzeć w oczy i tyle zrozumieć... Uwielbiam koty, ale one dają inny rodzaj radości, w inny sposób, bo są po prostu inne.
UsuńDziękuję Iguś.
Może za jakiś czas zdecydujesz na psiaka
UsuńNa pewno, ale to za jaaakiś czas.
UsuńPrzykro, jak taki piękny, włochaty przyjaciel odchodzi :(.
OdpowiedzUsuńTak, przyjacielem był prawdziwym. A jego włochata obecność będzie pewnie nie raz wyskakiwać z kątów! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi go brak...
Ojej, jak się mi smutno zrobiło... Ja swojego Bendżiego pożegnałam 7 lat temu, gdy miał 14 lat: ciężko chorował, również na serce. Do dziś czuję ogromną za Nim tęsknotę, więc wiem, co czujesz...
OdpowiedzUsuńMyślę, że te dni będą najgorsze, bo pustka jest teraz tak zauważalna! Ciągle się łapię na tym, że rozglądam się po domu gdzie też położył się Megan...
UsuńRozumiem Cię doskonale! :( Psina to zawsze członek rodziny! Jak odchodzi to serce się rozdziera! Też to przeżyłam kiedyś :(
OdpowiedzUsuńJak najbardziej tak! Był rodziną, towarzyszył nam wszędzie, wiele rozumiał... 11 lat to długa droga.
OdpowiedzUsuńDziękuję
:( aż się popłakałam, bo 13 grudnia minie rok, odkąd z nami nie ma naszego Maxia :( wszystko co piszesz o Megan, jest takie prawdziwe, takie realne.....wspomnienia odżyły. A nasze psy to równolatki, nasz urodzony w styczniu, Twój w marcu....
OdpowiedzUsuńWiem że to marne pocieszenie, ale czas goi rany, choć nie do końca.....nam jest nadal szalenie smutno i pusto, nie ma z kim chodzić na spacery....
Przytulam Ewo...
A Megan biega po wrzosowiskach i każdego dnia przybiega by sprawdzić co u Was :*
Każdy, kto przygarnia do swojego serca zwierzę zdaje sobie sprawę, że będzie je musiał kiedyś pożegnać... ale ta świadomość w niczym nie pomaga, gdy przychodzi pora rozstania.
UsuńWłaśnie dziwnie mi, gdy wchodzę do domu, a nikt nie merda ogonem, nie nadstawia klaty do poklepania; gdy wychodzę nie mówię już: zostań, zostań piesku, zaraz wrócę...
Pięknie pocieszyłaś mnie, też tak myślę, że na wrzosowiskach będzie mu najlepiej...
Uściski
Zwierzeta od zawsze towarzyszyly mojej rodzinie. Odejscie kazdego czworonoznego przyjaciela przezywalismy bardzo... Moja Mama juz do tego stopnia, ze teraz nie jest w stanie przygarnac nowego zwierzaczka do domu, aby nie przezywac ponownego rozstania. Ja tez sobie obiecuje, ze nie zdecyduje sie wiecej... Teraz mam 7 letnia kotke... Domyslam sie zatem jak bardzo jest Wam teraz smutno:(
OdpowiedzUsuńTwoj Megan byl przepieknym psem i zapewne wspanialym przyjacielem. Wspomnienia wspolnych chwil, choc teraz bolesne, pozostana na zawsze i po jakims czasie beda przywolywac radosc jaka sprawial swa obecnoscia!
No własnie, tak jak napisałam Alexandrze - niby powinniśmy być na odejście przyjaciela nastawieni, z definicji (że tak powiem), ale tak nie jest...
UsuńU nas też koty już leciwe, już w drugiej dziesiątce życia, ale one długowieczne, więc się nie martwię jeszcze...:)
Megan był wyjatkowy pod wieloma względami, a wspomnień mamy mnóstwo i myślę, że będą żywe jeszcze wiele lat!
Dziekuję i sciskam
Ewa
Ale mi się smutno zrobiło... Też mam psa, jest z nami ponad 12 lat. Taki zwykły mieszaniec (kundel), ale jak odejdzie, to nie wiem, co zrobię:(
OdpowiedzUsuńKundelki są bardzo mądrymi psami! Ciesz się, że jest z Wami tyle czasu i kochaj go mocno. :))
UsuńEwa