środa, 24 grudnia 2014

Wigilia

Znów obudził mnie dziś deszcz skaczący po szybach. Mokro, pomyślałam. Ile śniegu byśmy mieli, gdyby tylko temperatura spadła o te kilka stopni. Ale nie spada. Trudno. To nie jest najważniejsze. Pora wstawać, a oczy nie chcą się otworzyć choć dochodzi ósma. Trudno. Nie będę dziś się spieszyć. Ciągle w biegu, w pośpiechu, w zalataniu. A gdzie czas na życie? Życie, a dokąd tak się spieszysz? Mkniesz jak strzała zabierając kolejne dni i nie pytasz wcale czy tego chcę. 


Z pokoju obok dochodzą dźwięki niepozostawiające wątpliwości, że dzieci już wstały. Przytuptały najmłodsze nóżki, wsunęły się pod kołdrę, poczułam na szyi łapki, i usłyszałam szept "kocham cię, mamo". Zza ściany słychać poranne murmurando na wysokim C, co rusz wchodzące w operowe vibrato. To niezbity dowód na to, że córcia zatraciła się w jakiś pracach ręcznych. ;) Murmurando trwało i trwało, a ja z przytulonym do pleców ciepełkiem słuchałam i słuchałam.


Życie, zabieraj dni i lata skoro musisz, przecież wiem, że taka twoja rola, ale zostaw trochę czasu na siebie. Na wsłuchanie się w deszczową muzykę, w śpiew ptaków i śmiech dzieci. Na patrzenie w dal, w niebo, w zieleń drzew i horyzont morza bez poczucia tracenia czasu. Na pieczenie ciasteczek i domku z piernika. :) Zostaw trochę czasu...


Dziś Wigilia, postu wcześniej nie przygotowałam, dlatego taki króciutki i nieskładny. Ale jestem, by Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne przede wszystkim

czasu na życie,
nie tylko w Święta, ale i każdego dnia.
Bo gdy mamy czas na życie
- najzwyklejsze, najskromniejsze, takie jakie ono jest
to odnajdziemy radość 
i zatrzymamy ją na zawsze.
I tego Wam w tym Roku życzę z całego serca...


Niech płomyczek naszych codziennych spraw spokojnie się tli, bez podmuchów i przeciągów! ;) A ja mam nadzieję, że od Nowego Roku znów będę tu częściej.
Ewa


niedziela, 14 grudnia 2014

Chwilowy brak tęsknoty

Byłam sama. A właściwie nadal jestem, jeszcze przez krótką chwilę... Prawie tydzień tylko ja, koty i pusty dom. Dom taktownie milczał. Żadnego szmeru, żadnego szelestu, nie skrzypnęła nawet podłoga. Śpiące koty, jak oświeceni jogini, przestawiali wibracje w moim ciele, serce kołysało się w rytmie kociego murmuranda, a myśli unosiły i opadały wraz z kocim oddechem. Taka kocia medytacja. ;)

Zegar też jakby ciszej popychał czas. Na paluszkach umykały minuty, a ja ze skrywanym uśmiechem udawałam, że ich nie widzę. Przecież tak bardzo się starały... Ja też się starałam z tych samotnych minut korzystać najlepiej jak umiałam. Jedynie wiatr za oknem za nic miał głuszę mojego domu i porykiwał egoistycznie w kominie. Cóż, widocznie jego rolą dbać o odwieczny porządek natury i o to, by ludziom nie było za dobrze. :)

Źródło: Printerest

"Nie tęsknisz?" spytał znajomy w trakcie rozmowy na skypie. A gdzie tam! A za czym?! Za ciągłymi sprzeczkami o nieistotne rzeczy? Za wiecznymi skargami na cebulę w zupie? Za gonieniem do lekcji, do spania? Za wożeniem na zajęcia? Za codziennym praniem, prasowaniem i zastanawianiem się co dziś zrobić na obiad?  Nawet mowy nie ma, bym zatęskniła!

"O, to pewnie smutno Ci, taka cisza w domu?" retorycznie stwierdził sąsiad po krótkiej pogawędce przy śmietniku. Jak to smutno?! Cisza nie jest smutna. Ani wesoła. Cisza jest zawsze taka sama, jest neutralna. A cisza w moim domu warta jest majątek! :)) To chwilowe dobrodziejstwo, które przyjmuję z wdzięcznością. A wdzięczność wypływa ze spokojnego, radosnego serca. Bo mój brak tęsknoty, smutku, czy zagubienia w pustym, cichym domu nie wynika z przeciwstawienia sobie posiadania czegoś i jego pozbawienia, w takim rozumieniu jak brakiem piękna jest brzydota, czy brakiem dobra - zło. Bo to nie jest przeciwstawność przeciwieństw, tylko nieobecność danego stanu.  I to nieobecność kilkudniowa. ;)

Brak jest oczywiście zawsze czymś niepełnym, ale nie mam powodu skupiać się na braku. Gdy wiem, że dzieci są przeszczęśliwe, mogę być tylko radosna, nie smutna! Gdy wiem, że mąż w tym czasie spróbuje odreagować stresy w pracy, mogę być tylko radosna, nie smutna! Gdy wiem, że oni wiedzą, ;) że ja tu sama też jestem szczęśliwa, mogę być tylko radosna, nie smutna! Ale przede wszystkim wiem, że za chwilę dom znów wypełni się krzykiem, śmiechem, kłótniami. Że znów będzie zgiełk i wrzawa. I na kolację przyjmę trzy różne zamówienia. ;) I ze srogą miną zagonię do pakowania tornistrów, ;) a potem do mycia. I przed spaniem znów poczytam książeczkę. I poczuję gładkie łapki na mojej szyi, miękkie buziaki na policzku, a w sercu tęsknotę...

...bo mój brak tęsknoty jest chwilowy.


Pozdrawiam Was ciepło i lecę powlec świeżą pościel, bo przecież oni tuż, tuż...
Miłego tygodnia
Ewa


piątek, 5 grudnia 2014

Zniknęłam

Zniknęłam na tak długo, bez słowa, bez uprzedzenia, bez wyjaśnienia... Ale nie planowałam tej cichości, nic a nic. Sama się pojawiła. Zdziwiłam się, że znów minęły kolejne dwa tygodnie, potem już trzy, miesiąc cały. Jak to? To niemożliwe! Dziwiłam się coraz bardziej i sama uwierzyć nie mogłam, że mnie nie ma. A przecież tak lubię być. A tu pstryk i mnie nie ma - nie ma tu i nie ma tam. Patrzyłam jak zanikam, jak delikatnie i bezszelestnie zamykałam kolejne lufciki mej duszy, jakby w obawie przed mroźnym zimowym powietrzem, które ma nadejść. Patrzyłam, jak cichutko i spokojnie robi się na blogu. I z każdym dniem było mnie coraz mniej. Potrzeba nie-bycia stała się silniejsza. 

"Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne." *

Ale to trudna do zrealizowania potrzeba. I niebezpieczna. Piekę, gotuję, odbieram dzieci, prasuję, jeżdżę na ich zawody, koncerty, przedstawienia, spotykam się z ludźmi, czytam - czyli istnieję. I mimo, iż wiem, że jestem, to czuję, że mnie nie ma. Im więcej mnie na zewnątrz, tym mniej w środku. Na zewnątrz nic się nie zmieniło, a skoro tak, to znaczy, że wewnątrz mnie nie ma. Bo czuję wyraźnie, że gdzieś mnie nie ma. Ale przecież do środka chowałam się cała, szczelnie zamykając wszystkie wejścia. Im więcej mnie w środku, tym mniej na zewnątrz. W całości zapełniłam sobą swoją istność, tak że nic na zewnątrz nie powinno już zostać. A jednak zostało... bo nie da skryć się absolutnie i nie zniknąć zupełnie. Być albo nie być. Lub być trochę i nie być odrobinę.

"A potem niech sobie sztormy, ziąb i ciemności przychodzą, kiedy chcą. Niech się tłuką o ściany, szukając po omacku wejścia, i tak ich nie znajdą, bo wszystko jest zamknięte, a w środku siedzi ten, kto był przezorny, siedzi i śmieje się, zadowolony z ciepła i samotności".*

Ale jak tu teraz wrócić po ponad miesięcznej nieobecności nie mając dla Was żadnego racjonalnego wytłumaczenia? Trzeba by coś mądrego napisać, ale coś szczególnie mądrego. Bo po tak długiej przerwie niepisania, mądrych myśli w głowie powinno być pod dostatkiem. A i adwent powinien sprzyjać formułowaniu zmyślnych myśli. Trzeba by też coś pięknego pokazać, najlepiej zdjęcia zimowe lub świąteczne, bo grudzień to nie byle jaki miesiąc, to miesiąc wyjątkowy. A ja ich nie mam - ani myśli ani zdjęć. Jeszcze nie mam, bo jeszcze mnie nie ma odrobinę...


Pozdrawiam Was najczulej
Ewa

*T. Jansonn "Dolina Muminków w listopadzie"

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...