piątek, 30 czerwca 2017

Mania kartkowania

Dopadła mnie i nie chce puścić. Jak w amoku kartkuję sobie w najlepsze. Uczę się, próbuję i... odpoczywam. Tak, mimo niewyobrażalnego bałaganu, jaki przy tym powstaje. ;) Widocznie tego mi było trzeba. To znaczy nie bałaganu, lecz tego psychicznego zatopienia się w twórczym procesie, który jest stanem niezwykle przyjemnym. ;) To moje nowe zauroczenie nie mija, wręcz przeciwnie - przybiera na sile. ;) Dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, że to jest takie fajne. :)) Coś czuję, że skrapkowe wytworki będą się systematycznie pojawiały i Was przynudzały!


Nie zdawałam sobie sprawy, że w świecie skrapkowym jest tyle tysięcy wyzwań! :)) Niby skąd mogłam wiedzieć, skoro skrapuję od maja. :) Ale skoro spłynęła na mnie scrap-łaska i odważyłam się w końcu i w tę sferę radosnej twórczości wniknąć, stwierdziłam, że tego typu wyzwania są dla początkujących świetnymi podpowiedziami i lekcjami, a dla wtajemniczonych - pobudzającą wyobraźnię inspiracją. Dlatego, w ostatnim czasie, z wielką przyjemnością wzięłam udział w kilku zabawach. Oczywistą oczywistością jest, że nie mam zbyt wielkich  szans (wiem przecież, że moje prace są jeszcze wielce niedoskonałe), ale nie o to się rozchodzi, lecz o czystą frajdę kreacji. :)) Narzędzia mam ograniczone, materiały ubogie, wiedzę co do technik jeszcze znikomą, a wszelkie dodatki dopiero sukcesywnie dokupuję. Ale w końcu miłość czyni cuda a praktyka - mistrza. ;)

Chciałam jeszcze zdążyć w zabawach czerwcowych z moimi poczynaniami, dlatego dosłownie w ostatniej chwili publikuję dzisiejszy post. W Zielonych kotach trwa wyzwanie "Lato o zapachu truskawek". No powiedzcie kiedy jak nie w czerwcu objadamy się truskawkami w każdej postaci? Uwielbiam! Ta zabawa podpowiedziała mi ozdobienie kartki urodzinowej dla koleżanki najmłodszego syna. Jest bardzo prosta, jeszcze nieśmiało wykonana, jedna z pierwszych. Inspiracją miał być kolor truskawkowy lub sam motyw. U mnie użyte oba, zatem zgłaszam na wyzwanie.


Z kolei w Towarzystwie Dobrej Zabawy spróbowałam wykonać mój pierwszy Lift kartki, którą zaprezentowała Artiza. Chodzi o to, by stworzyć własną pracę inspirując się jak najbardziej oryginałem. Dla osób stawiających pierwsze kroki w scrapbookingu, to świetna nauka!

Oryginał:


I moja bardzo zachowawcza/niepewna wersja: :))


A dosłownie parę dni temu trafiłam na blog Tworzę w jednym kolorze. Kolorem czerwcowego wyzwania jest fiolet. Praca monochromatyczna z dopuszczalnym niewielkim akcentem bieli lub czerni. U mnie zdecydowanie mono-fiolet. ;) Ciężko wykonuje się kartki tylko w jednym kolorze, ale to w końcu ma być wyzwanie. ;) I tak powstała taka oto kartka okolicznościowa:

Moja nowa miłość rozkwita, dlatego uczciwie uprzedzam, że to nie koniec efektów mojej manii...

Pozdrawiam ciepło i słonecznie (bo pewnie się przyda przy tych deszczach)
Ewa


środa, 28 czerwca 2017

Zimowe ptaszki w środku lata

Bardzo dziwnie tworzy się świąteczne kartki, gdy za oknem gorąco, słońce przygrzewa i słychać brzęczenie owadów. A tu trzeba z letniej aury przenieść się w ten magiczny czas, w atmosferę iście zimową. Już wcześniej u dziewczyn skrapujących obił mi się o oczy pomysł na tworzenie bożonarodzeniowych kartek przez cały rok tak, by gdy nadejdzie ten zwariowany świąteczny czas, karteczek na tę okoliczność mieć już dość i nie denerwować się, że jeszcze trzeba życzenia na czymś napisać. ;) Dla takiej zakręconej osoby jak ja, to pomysł wręcz idealny. ;)

NINJA ;)

Powiem szczerze, że u Uli K. z Kulskowa skusił mnie ptaszek, bo je uwielbiam. Zawsze i wszędzie. A w zimowej odsłonie są, moim zdaniem, takie wzruszające. Na czerwcowej kartce, według wytycznych Uli miał znaleźć się ptaszek - takie było jedyne zalecenie. Wybrałam obrazek i pasujące papiery w kolorze zimowego nieba, kilka dodatków i powstała taka trochę mroźna kartka:



Z kolei w "Świętach na okrągło" u Inki z Klonowej trafiłam na inne niż zazwyczaj wyzwanie. Inka nie podała żadnej inspiracji czy  podpowiedzi, tylko składniki na stworzenie kartki. ;) Nie było łatwo, to mało powiedziane. Już myślałam, że się poddam i zacznę od przyszłego miesiąca, bo nic mi nie wychodziło, ale że mania kartkowania mnie dusiła, to nie miałam wyjścia. ;)


Wytyczne:
  • 3 różne papiery (plus baza) - to było do zrobienia.
  • 3 prostokąty różnej wielkości (mogą być kwadraty) - nie wiem dlaczego, ale strasznie trudno było mi upakować te 3 figury i kółko poniżej.
  • 3 półperełki (bądź zamiennie guziki, cekiny itp) - u mnie drewniany guziczek, b perełki do tego tylu nie pasują
  • 1 koło serwetka (papierowa, wykrojnikowa, materiałowa, wycięta z wzoru np. pieczątki) - nie bardzo wiedziałam, na co się zdecydować i jak to połączyć z tymi prostokątami ;)
  • 1 napis - w miarę szybko się zdecydowałam (bo nie miałam za dużego wyboru) ;)
  • 1 wstążka (tasiemka, koronka zamiennie) - u mnie sznurek, mam nadzieję, że też się liczy ;)

W rezultacie wyszło takie oto lekko rustykalne coś:



Zatem do Inki na Święta na okrągło zgłaszam tę karteczkę:




Z kolei do Uli na Kartki - Boże Narodzenie zgłaszam obie karteczki, gdyż obie są z ptaszkami.




Pozdrawiam dziewczyny i żegnam się z Wami ptaszkiem, który zaglądał do mnie przez okno z balkonowego winobluszczu - pewnie był  bardzo ciekaw, jak mi wyszły kartki! ;)
 

Uściski przesyłam
Ewa


niedziela, 25 czerwca 2017

Na strychu czy w piwnicy?

Co można znaleźć "U babci na strychu"? Bo taki jest temat czerwcowej zabawy w Szufladzie. Tak się złożyło, że moje babcie strychów nie miały. Pamiętam za to piwnicę u babci Stasi. Schodziło się po dość stromych, skrzypiących schodach w ciemną czeluść pachnącą kurzem i starym kościołem. Wąski strumień szarego światła, w którym tańczyły pyłki kurzu sączył się z małego okienka w ścianie, tuż nad poziomem ogrodu. Czarnym pstryczkiem zapalało się nikłe światło samotnej żarówki i po lewej stronie ukazywała się góra węgla. Głównie po ten węgiel schodziło się do piwnicy, nabierało metalową szuflą do wiadra i niosło do domu. Pamiętam też regały czy też półki na ścianie z różnymi szpargałami oraz zakurzony, powojenny wózek dziecięcy ze szmacianą lalką w środku. Ale przede wszystkim zapamiętałam to pomieszczenie jakby było całe zamglone.


Tak trudno po tylu latach odtworzyć rzeczywistość. Czy to strych czy piwnica, czy każde inne wspomnienie sprzed lat, w końcu w pamięci pozostaje jedynie wypłowiała fotografia, zakurzona, zatarta, wyblakła. Ale wciąż ważna i bliska sercu. Jak babciny fartuch zapinany z przodu na guziczki, w którym babcia krzątała się po kuchni, talia kart rozłożona w pasjansie, czy kwiecista torba na zakupy z drewnianymi rączkami.


Rozgadałam się, Kochani, ale tak mnie jakoś ten babciny strych (czy też w moim przypadku piwnica) uniosły w przeszłość, że moja "stareńka" praca zeszła na plan dalszy. ;) A pozostaję w temacie owadzim. Po ostatnim motylu czas na ważkę. Ale nie martwcie się, entomologia jakoś szczególnie nie zaczęła mnie interesować i nie zamierzam zasypywać Was w najbliższym czasie żuczkami, pszczółkami, czy biedronkami. :) Tak się po prostu złożyło, że miałam ogromną chętkę na ten motyw, który czekał na mnie już od pewnego czasu, a wyzwanie Szuflady tylko mnie zmobilizowało. I podpowiedziało styl. ;)
 

Dół bejcowany, góra malowana, cieniowana, chlapana, woskowana, itd i itp, taka miła zabawa. Jako wykończenia użyłam narożniki oraz łańcuszek. W ten sposób powstało sędziwe pudełko, które można by znaleźć na strychu lub w piwnicy. ;) Dobrze prawię? ;)


Zgłaszam moją ważkę znalezioną u babci w piwnicy ;) na wyzwanie do Szuflady.



Przy okazji zaprezentuję kolejną "muzyczną" kartkę, bo tu kolorystycznie w tych beżobrązach pasuje. :)) Ta powstała dla mężczyzny - nauczyciela instrumentu głównego, dlatego zdecydowałam się na stonowane kolory i prostą formę. Fragment partytury i nutki na listkach w tych okolicznościach obowiązkowe. ;)


Miłego ostatniego czerwcowego tygodnia
Ewa


środa, 21 czerwca 2017

Lubię motyle

Niech skrzydła motyla pocałują słońce, 
Niech znajdą Twoje ramię, by je rozświetlić,
Aby przynieść Ci szczęście, radość i bogactwo
Dziś, jutro i każdego następnego dnia.


Witam Was dzisiaj Kochani tym pięknym irlandzkim błogosławieństwem. Niesie ono tak dobre wibracje, że musiałam się nim z Wami podzielić przy okazji dzisiejszego posta. :) A będzie w nim słów kilka z życia motylka, a to za sprawą pudełka, jakie zrobiłam na wyzwanie w Art-piaskownicy.


Sama nie wiem co lubię bardziej - motyle czy ptaszki? ;) Czy to w naturze czy jako symbol artystyczny oba "fruwajła" są bardzo wdzięcznym tematem. Motyl to przede wszystkim symbol przemiany. Transformacja włochatej gąsienicy w pięknego motyla to częsta metafora przebudzenia i nowego początku. To również synonim delikatności, lekkości i ulotności... marzeń, chwil, uczuć. Nie wiem, czy wiecie, że motyl jest również uważany za symbol duszy. Psyche (czyli dusza, duch, pierwiastek życia) pochodzi od starogreckiego słowa motyl. W micie o Prometeuszu, Atena ulepionym przez niego ludziom położyła na języku motyla i w ten sposób ożywiła ich dając im duszę. Z kolei na chrześcijańskich nagrobkach motyl pojawiał się w starożytności jako symbol zmartwychwstania.


Mnie oczywiście motyle kojarzą się z marzeniami - są zwiewne, kruche i bywają nietrwałe. Uciekają, gdy je gonimy, dlatego najlepiej przystanąć i obserwować marzenia w ciszy swojego serca, wtedy można się do nich zbliżyć. Posłuchajcie rady starej marzycielki, bo wie, co mówi! ;) A lato szczególnie sprzyja łapaniu motyli. ;) Lecz nie o marzeniach miało być, o tym napiszę Wam innym razem.


Pudełeczko dokończyłam jedynie dzięki zabawie Art-Piaskownicy w Kolory. Tematem czerwca były, myślę, że wcale nie łatwe, ale piękne barwy - piaskowa biel, siny błękit, zieleń butelkowa i oberżyna, które trzeba było wykorzystać w swojej pracy. Tak mi te barwy zapadły w wyobraźnię, że postanowiłam popłynąć dalej i stworzyć również kartkę.


Kartka jest dla pani ze szkoły muzycznej na zakończenie 3-letniego cyklu zajęć z kształcenia słuchu i rytmiki, stąd malutkie muzyczne akcenty i oczywiście motylki. ;) Przy okazji zrobiłam też inne "muzyczne" kartki, ale je pokażę później.


Obie prace zgłaszam do Art-Piaskownicy, mam nadzieję, że można dwie, a może nie? Jury rozstrzygnie. ;)



A karteczkę dodatkowo zgłaszam na wyzwanie Gościnnej Projektantki Ilony, które przygotowała w Klubie Twórczych Mam.
Piwoniowo się z Wami już żegnam


Ewa


sobota, 17 czerwca 2017

Ach, ten stary szyk!

Co on w sobie ma, że tyle kobiet na całym świecie oszalało na jego punkcie? Pamiętacie ten ogromny boom na shabby chic parę lat temu? Teraz wypiera go prosty scandinavian style. Po wszelakich "ludwikach", powyginanych nóżkach foteli i kanap i równie wygiętych ramionach kutych żyrandoli, po zdobionych ramach luster i obrazków nastała prostota. We wnętrzarstwie, tak jak w modzie, nic nie trwa wiecznie. Trend przemija, zatacza koło, by za jakiś czas znów powrócić. 


Lubię shabby chic, choć mieszkać w domu urządzonym tylko w tym stylu nie mogłabym. Ale to dotyczy każdego stylu. Po prostu 100% danego stylu we wnętrzu jest dla mojej niejednoznacznej natury nie do zniesienia. :)) No i jego na wskroś romantyczny charakter z amorkami i serduszkami nie przemawia do mnie. ;) Za to zdobionym ramkom na zdjęcia nie mogę się oprzeć! 


I tej przydymionej aurze, jaką stwarzają rozbielone meble i wypłowiałe kolory. Co prawda biel, która jest głównym kolorem tego stylu, u mnie występuje w dodatkach, ale nie zamierzam zamieniać swojego biszkoptowego wnętrza na inne. ;) I oczywiście co najważniejsze w tym stylu, to jego lekko "zaniedbany", przykurzony look - o tak, tak, tak, ta cecha shabby chic bywa u nas najczęściej adaptowana. :)))


Jak już się zdążyliście zorientować, nie bez powodu słowem wstępu piszę o shabby chic, bowiem do jutra w Art-piaskownicy trwa wyzwanie w ramach cyklu twórczych zmagań ze stylem. W tej edycji oczywiście - stary szyk. ;) Gdy o nim przeczytałam, przypomniałam sobie, że w kartonie leżą dwa zaczęte pudełeczka z różami. Zaczęte, to nawet za dużo powiedziane, po prostu miały na wieczku przyklejony różany motyw z serwetki i to wszystko. Zabrakło wtedy weny. ;)


Motyw różany idealnie wpisuje się w ten styl. Od razu pomyślałam o moim cyklu Skończyć nieskończone (nowych obserwatorów lub osoby, które nie wiedzą o co chodzi, a mają ochotę i czas poczytać, to serdecznie odsyłam do TEGO postu). Obawiałam się jednakże, że ze względu na obecne rodzinne okoliczności mogę nie zdążyć w wyznaczonym terminie. 


Jak widać zdążyłam rzutem na taśmę - po południu zasiadłam, zdjęcia zrobiłam (niestety już pod wieczór), post napisałam, zdjęcia wybrałam, wstawiłam i gotowe! :)) I bardzo, ale to bardzo jestem rada, że udało mi się skończyć kolejne dwie prace z tysiąca oczekujących. ;)


Oba pudełeczka są przydymione, ale nie przesłodzone. Poprzecierane, pocieniowane, pochlapane, stonowane, z ozdobną różą w roli guziczka. I jak Wam się widzą, mają w sobie stary szyk? ;)

Zgłaszam je do zabawy w Art-piaskownicy



Udanej niedzieli moi mili!
Ewa


wtorek, 13 czerwca 2017

Sześciokąty

Nie wiem jak to się dzieje, jaki jest mechanizm tego fenomenu, że im mniej mamy czasu, tym więcej jesteśmy w stanie zrobić. Każdy zna ten paradoks i myślę, że każdy doświadczył go nie raz na własnym przykładzie. Myślę, że kieruje nim nieodkryte jeszcze przez astrofizyków prawo. ;) Mamy do zrobienia ileś tam spraw w dostępnym nam czasie, czasu ledwo na nie wystarcza, aż tu nagle dochodzą nowe nieprzewidziane zadania do wykonania, które nie mają prawa zmieścić się w harmonogramie. I co? Okazuje się, że dajemy radę - zagęszczamy materię tak, by wszystko pomieścić w czasie. :))


W wyniku nieszczęśliwych rodzinnych okoliczności mój niedoczas skurczył się do mikroskopijnych rozmiarów. Pomyślałam sobie wtedy, no to teraz polegnę. Do domu tylko wpadam i wypadam, na jednej nodze robię zakręty, obiad już gotuję biegnąc z siatami po schodach. ;) To jakim cudem udało mi się jeszcze w tym niedoczasie napisać cztery posty? A jak pomalować pokój?! I jak znalazłam czas na te sześciokąty?! Łapałam wszystkie wolno krążące sekundy i tworzyłam z nich brakujące godziny. Okazuje się, że jak człowiek musi lub chce to da się! :) Kwestia zagęszczania materii. ;))


A ja, jak zobaczyłam nowe wyzwanie w Cyklicznym szydełku, to musiałam i chciałam zadziałać w tym temacie. A zadaniem na najbliższe dwa tygodnie było zrobienie co najmniej czterech podstawek pod kubek według heksagonalnego wzoru. I jak tu się oprzeć temu kształtowi? ;) Tylko, że ja, jak zawsze, musiałam zrobić inaczej. ;) Oczami wyobraźni zobaczyłam ten wzór... na ścianie! Wzięłam kordonki zamiast włóczki, cieniutkie szydełko i moje sześciokąty zamiast podkładek zaistniały w roli girlandy.


Wyszydełkowałam 9 pastelowych sześciokątów, jeden kosztował pół godziny dłubania! 9x0,5 + chowanie nitek = 5 godzin! Skąd ja wzięłam 5 godzin?! A jeszcze krochmalenie i sesja zdjęciowa! Nie mam pojęcia jak to możliwe. Co prawda, gdy zaczynałam, z prasowaniem byłam na bieżąco, a teraz... ech, znów mam Mont Everest! E tam, w końcu prasowanie nie zając. ;)
 

A one takie słodkie, malutkie, tycie, tyciutkie, może by tak zrobić jednak coś na temat? I powstały dwie podkładki, podkłady właściwie, bo nie pod kubki, lecz pod misy lub dzbany. :)) Tym razem wykorzystałam włóczkę zpagetti, jaka mi została po zrobieniu tej narzuty. Trzy chłodzące turkusy, kolory typowo letnie, w sam raz na wakacyjne odpływanie w marzenia. ;)

 

Druga podstawka, muszę się przyznać, że powstała tylko dzięki meczowi Polska-Rumunia. ;) Wzięłam szydło większe, tym razem jagodowe kolory zpagetti lekko rozświetlone różem. Podstawka idealna na relaksującą aromaterapię  piwoniami. :))



Wszystkie moje sześciokąty zgłaszam do zabawy w #35 CYKLICZNYM SZYDEŁKU - edycja IX - Podkładki.
 


Pozdrawiam sześciokrotnie ;))
Ewa


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...