Wakacje mają to do siebie, że nie mam czasu. ;) Tyle go mam, że paradoksalnie nie mam go wcale. Zastanawiałam się jak to możliwe, że z niczym nie mogę się wyrobić dysponując całą dobą bez ograniczeń? I przebłysk olśnienia - Szarańcza! To wszystko przez tę moją Szarańczę. A Szarańcza latem dokuczliwa jest. Każdy wie jak niszczycielską ma moc i czym kończy się, nie tylko biblijny, nalot szarańczy. Lecz ja nie doświadczam nalotu szarańczy, ja z Szarańczą jestem 24 godziny na dobę! A szarańcza jest najbardziej żarłocznym stworzeniem - ona pożera mój czas. Eureka!
Lato mamy w pełni. A latem Szarańcza jest niezwykle pobudzona i przebywając głównie na dworze może narobić sporo szkód... także sobie. Może te szkody wyrządzać cyklicznie, na przykład każdego dnia inną. Może spaść z roweru i przeciąć sobie pół brzucha metalową końcówką od nieobecnego dzwonka (najmłodsza Szarańcza). Do domu wraca się w takim wypadku w pozycji zgiętej i pozostaje w takowej przez kilka dni. Może także ścinając chwasty sięgające po pachy dźgnąć się z rozpaczy nożem w kolano nie przecinając sobie na szczęście żyły. Fakt ten został ustalony przez prawnych opiekunów najstarszej Szarańczy po długim czasie niepewności, gdyż krew lała się jak ze szlaucha. Może także zjeżdżając na hulajnodze z górki przewrócić się i zedrzeć sobie skórę "do mięsa" na wszystkich czterech kończynach ze szczególnym uwzględnieniem prawego kolana (średnia Szarańcza). W takim przypadku wszelkie zabiegi oczyszczania ran słyszalne są w promieniu 2,5 km.
Tak więc mamy przegląd ran ciętych, kłutych i szarpanych, a każda z Szarańczy reprezentuje inny rodzaj... można by rzec - jest jedyna w swoim rodzaju. I tak lepsze to niż połamane kończyny, bo takie wakacje też już były. Tylko zastanawiam się, mając tak wspaniale upalne lato i zabandażowane dzieci, jakie szkody na mojej psychice może jeszcze do końca wakacji wyrządzić Szarańcza?
Z domowego szpitala
nadawała dziś dla Państwa
entomolog Ewa
Lato mamy w pełni. A latem Szarańcza jest niezwykle pobudzona i przebywając głównie na dworze może narobić sporo szkód... także sobie. Może te szkody wyrządzać cyklicznie, na przykład każdego dnia inną. Może spaść z roweru i przeciąć sobie pół brzucha metalową końcówką od nieobecnego dzwonka (najmłodsza Szarańcza). Do domu wraca się w takim wypadku w pozycji zgiętej i pozostaje w takowej przez kilka dni. Może także ścinając chwasty sięgające po pachy dźgnąć się z rozpaczy nożem w kolano nie przecinając sobie na szczęście żyły. Fakt ten został ustalony przez prawnych opiekunów najstarszej Szarańczy po długim czasie niepewności, gdyż krew lała się jak ze szlaucha. Może także zjeżdżając na hulajnodze z górki przewrócić się i zedrzeć sobie skórę "do mięsa" na wszystkich czterech kończynach ze szczególnym uwzględnieniem prawego kolana (średnia Szarańcza). W takim przypadku wszelkie zabiegi oczyszczania ran słyszalne są w promieniu 2,5 km.
Tak więc mamy przegląd ran ciętych, kłutych i szarpanych, a każda z Szarańczy reprezentuje inny rodzaj... można by rzec - jest jedyna w swoim rodzaju. I tak lepsze to niż połamane kończyny, bo takie wakacje też już były. Tylko zastanawiam się, mając tak wspaniale upalne lato i zabandażowane dzieci, jakie szkody na mojej psychice może jeszcze do końca wakacji wyrządzić Szarańcza?
Z domowego szpitala
nadawała dziś dla Państwa
entomolog Ewa
A to ciekawe porównanie :) Moja znajoma o swoich dzieciach mówi Szkodniki (oczywiście bardzo cieplutko) a Szarańcza - super ja mam w domu jeden egzemplarz ale wystarcza za cały rój ;)
OdpowiedzUsuńOj tak, tak, tak... Szkodniki też bardzo pasuje. :)) Też jestem zdania, że istnieją wyjątkowe egzemplarze! ;)
UsuńPozdrawiam cieplutko
Ojj nie zazdroszczę ... ale to tak jakoś jest ,że jak dzieci mają za dużo wolnego to tak jakoś wychodzi , że zwykle robią sobie prędzej czy później krzywdę ;) Na szczęście wyrasta się z tego pozostaje tylko problem czy rodzice do tego czasu nie zwariują ze szczęścia ;):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewa
Wyjątkowo się złożyło, że cała trójka dzień po dniu zafudowała nam takie atrakcje. Zmówili się czy co? ;0
UsuńUściski
Na szczęście mój dom nawiedziła szerańcza na krótko i obyło się bez krwi :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:))) To wielkie szczęście, bo z szarańczą nigdy nic nie wiadomo! ;)
UsuńUściski
Uwielbiam Twój sposób opisywania rzeczywistości...:)) Ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam Ciebie. ;))
UsuńBuziaki
No ale kwiatki nienaruszone :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam panią doktor Ewe:)
No, na szczęście! ;))
UsuńUściski
Gracias Julia. :)
OdpowiedzUsuńAle czyż takie wakacje nie są najpiękniejsze, najdziksze, najwspanialsze i w końcu najchętniej wspominane ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, trochę zazdroszcząc jednak...
m.
Madziu, uwierz mi, w tym przypadku nie ma czego. :) Dzieci mają to do siebie, że zawsze wymyślą coś, by mamusia się nie nudziła. :))
UsuńBuziaki
Ewuniu! Tzrymaj sie dzielnie! Niech Dzieciaczki wracaja do zdrowia jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńDziękuję. :) A co się z Toba tyle czasu działo?
UsuńEwuś jestem I mam się dobrze, a blogową ciszę wymusiła szara rzeczywistość. Mocno zwalczam ją i postaram się niebawem ponownie "nadawać":)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że to szara rzeczywistość, bo bałam się... no wiesz, znów taka cisza... Myślami jestem i cieszę się, ze zamierzasz wrócić do nadawania.
UsuńŚciskam