sobota, 29 czerwca 2013

Wypijmy za wakacje! :)

Są, już są! Wyczekane, wytęsknione, upragnione. WAKACJE! Uszczypnijcie mnie, bo nie wierzę. Czuję ulgę i spadek formy... psychicznej. ;) Uwaga: będę płakać! Z tej radości, ma się rozumieć - że dobrnęłam do mety. Wczoraj wieczorkiem z tej właśnie radości zaczęliśmy spontanicznie, acz oficjalnie, wakacje. :)))  Rzut beretem od naszego domu jest polanka w lesie, na której wczoraj o 18.00 odbył się festyn z okazji rozpoczęcia wakacji. Była muzyka, dmuchane zjeżdżalnie... i najważniejsze dla dzieci: wata cukrowa. Cała trójka kupiła sobie zieloną i zanim ją zjadła wyglądała jak Shrek! :)

Dlatego na dobry początek, aby były udane i szczęśliwe - wypijmy za wakacje! :) Mogą być owocowe koktajle, nalewki, bądź inne trunki - to nie ma znaczenia, ważne by wypić za rozpoczynające się właśnie wakacje! ;)))

Przy okazji należy cosik przekąsić..., np. kwiatki z własnej rabatki! :)) A tak, tak - dziś będzie kwiatowo. Na początek zapiekany camembert z brzoskwiniami w lawendzie (interpretacja własna).

Mix sałat (może być zwykła, lodowa, rukola, endywia) doprawiamy sosem vinegret, dodajemy pomidorki i pistacje. Camembert kroimy na połówki, obtaczamy w jajku, a następnie panierujemy w bułce tartej, ziarnach sezamu i kwiatuszkach lawendy i obsmażamy na patelni. Na innej patelni karmelizujemy cukier (najlepiej brązowy) z dodatkiem obranych kwiatków lawendy i dodajemy obrane i pokrojone na cząstki brzoskwinie. Jaki boski słodko-lawendowy zapach roztacza się po całym domu! Mówię Wam - stuprocentowy poprawiacz humoru! Już dla niego samego warto zrobić to danie.

Lawendowy camembert kładziemy na sałatę i polewamy go brzoskwiniowym sosem. Mnie się nieco brzoskwinie rozciapciały podczas obróbki termicznej ;) - choć to moim zdaniem wcale nie przeszkadza. Ba, nawet uważam, że tak jest ciekawiej. Wybrałam dojrzałe owoce, ale jak będą nieco twardsze, to brzoskwinie powinny zachować kształt. ;) Zostawiam to Waszej interpretacji. Smak oryginalny, cudownie słodko-słony o zapachu lawendy. Jeżeli lubicie takie zestawienia nietypowe, to myślę, że Wam się spodoba. Ja jestem zachwycona smakiem... i goście też. :)



A na deser babeczki udekorowane bratkami (są jadalne!).  Warto mieć je pod ręka, nawet na balkonie. ;)


I oczywiście - a jakżeby inaczej? - chustecznik, który zrobiłam na zakończenie roku dla cudownej nauczycielki pianina (prywatnych lekcji w Ognisku Muzycznym! - żeby nie było, że ja takie przekupne prezenty w państwowej szkole wręczam). :)) Kiedyś raz byłam u Niej w domu i kątem oka zauważyłam (bo ja się po cudzych domach nie rozglądam, ale kąt oka mam) ;) zabudowę kominka. Kominek ów był w kolorze pudrowego, przydymionego różu, a reszta mebli w brązie (chyba nie za ciemnym - tak to w każdym razie zapamiętałam). Tak mi to zestawienie utkwiło w głowie, że od razu wiedziałam, w jakiej kolorystyce zrobię chustecznik. Musiał być stonowany i delikatny, ale intrygujący i "pogodny" - tak jak jego właścicielka. No i nawiązujący do profesji dzięki wypukłej pięciolinii z nutkami. :) Mam nadzieję, że udało mi się zamierzenie zrealizować, a szczególnie odcień różu, który utkwił mi w głowie, w miarę wiernie odtworzyłam. Oto jak wyszedł:



To zdjęcie z lampą robiłam, więc troszeczkę przekłamane

I znów wyróżnienie... Prawdziwy wysp. Nie żebym się zamartwiała, ale sądzę, że naprawdę nie zasługuję na takie obsypywanie mnie nagrodami! I to nie jest żadna kokieteria. Słowo. Tym razem dostałam je od młodego bloga (hmm, stara się odezwała) ;), ale ten jest naprawdę młodziutki, bo ma dopiero 2 miesiące. A dokładnie od mojej imienniczki Ewy z Misz maszu kreatywnego. Zajrzyjcie, wesprzyjcie komentarzem, bo sama wiem, jak słowa dodają skrzydeł i wiary w dalsze blogowanie.

Wyróżnienie

1. Góry czy morze ? Kocham morze i nie wyobrażam sobie życia z dala od niego, ale góry też pociągają...
2. Styl retro czy może nowoczesny ? Bliżej mi do retro niż do nowoczesności. ;)
3. Najlepszy sposób na nudę  to... Nuda? A co to takiego?
4. Kot czy pies? Jedno i drugie jest kochane - daje inny rodzaj miłości.
5. Książka czy film? Zdecydowanie książka.

6. Ulubione kolory? Niebieski, wrzosowy

7. Relaksuję się kiedy... No właśnie mam z tym problem, bo się nie relaksuję. Na tym etapie życia jakoś mi to nie wychodzi. ;)

8. Denerwuje mnie gdy... denerwuję się bzdetami.

9. Kawa czy herbata? Herbata, bo ja niepijąca jestem (kawy oczywiście) ;)
10. Jestem szczęśliwa kiedy... Może się to wydać dziwne, ale nie umiem na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Definicja szczęścia jest zbyt złożona. W każdym razie na pewno bywam szczęśliwa. :))

Ewuniu, dziękuję jeszcze raz!

Podobno szykują się zmiany na Bloggerze od 1. lipca (przez to moje mega zakręcenia, nie bardzo doczytałam o co chodzi, ale coś do mnie dotarło). Wszyscy piszący bloga powinni się przełączyć na opcję Google+, która mnie osobiście nie zachwyca. Czasami nie widać tam najnowszych wpisów, tylko te sprzed ładnych paru dni (tygodni). Nawet kiedyś szukałam w ten sposób osoby, która zostawiła u mnie komentarz i znajdowałam jedynie Jej komentarze u innych blogowiczek, a nie Jej bloga! Zresztą teraz też oprócz własnych wpisów są widoczne zostawione komentarze pod postami innych blogerek.  Koszmar jakiś. Nie lubię Google+ i już. Jest jakaś alternatywa? Na dodatek mają zniknąć listy obserwowanych blogów, więc jak teraz będę wiedziała, że opublikowałyście coś nowego? Może ktoś mnie uświadomi w tym temacie. Dlatego nie wiem, co się będzie działo z blogiem od poniedziałku. Na razie nic nie przełączam i nic nie zmieniam, po prostu czekam. Wyjeżdżam na wieś na tydzień i nie będę mogła sprawdzić, co się zmieniło i jak działa. W każdym razie informuję (szczególnie anonimowych podczytywaczy), że mogą się pojawić jakieś nieprzewidziane trudności (nawet nie mam zielonego pojęcia jakie). Ech, a było tak dobrze...

I na samiutki koniec żegnam się z Wami świeżutkimi, wyciągniętymi prosto z pieca (zwanego piekarnikiem)  ;)) chlebkami na zakwasie. Nie mogłam się powstrzymać i do zdjęcia już pozowała kromeczka z topiącym się masełkiem. Mniam! A tymczasem lecę nas spakować, bo NIC jeszcze w tej materii nie mam przygotowane! Ale po tylu latach pakowania doszłam już do takiej wprawy, że mam nadzieję, iż uda mi się do południa brygadę wymyć, nakarmić i z torbami wpakować w samochód. ;) Na razie cały dom jeszcze śpi  (w końcu balowały dzieciaki do późna) - łącznie z chrapiącym na kolanach kotem, na którego lecą okruszki... ;)


Na komentarze odpowiem po powrocie...(mam nadzieję, że będę mogła) i do poczytania za dobry tydzień. A będzie znów wiejska relacja, tylko teraz wakacyjna. Jupiiii! Ale na przyszły tydzień też mam zaplanowany wpis, który się opublikuje pod moją nieobecność, więc nie zatęsknicie. ;)

Żegnam się "kawałkiem" bukietu, jaki dostała nasza wychowawczyni. Pani w kwiaciarni miała jedną wytyczną - zrobić najpiękniejszy letni bukiet, jaki tylko zdoła. Nie było czasu na sesję, więc tylko tak udało mi się go uchwycić. Cóż dodać... lato, po prostu lato.


Pozdrawiam... a wszystkim urlopowiczom życzę pięknej pogody i udanego wypoczynku.

Ewa

wtorek, 25 czerwca 2013

Akacje kwitną już...

i wkoło zapach dzikich róż. A to najpewniejszy znak, że wakacje tuż, tuż. No proszę jaka ze mnie poetka! :))) Ale dla mnie to również znak, że znowu mogę pojeść placuszki z kwiatów akacji! ;)) A je uwielbiam! Dlatego bez zbędnego gadania, już od progu podaję przepis na placuszki z akacji. Namierzyłyście już, gdzie rosną koło Was akacje? To teraz tylko trzeba narwać kwiatów do siateczki i ... do dzieła. :)

PRZEDWAKACYJNE PLACUSZKI Z AKACJI :))

Kwiaty akacji obrywamy z gałązek (wiem, że można też całe zanurzać w cieście trzymając za ogonek, ale ja zdecydowanie wolę same kwiatki - bez gałązek są one takie aksamitne w smaku) i mieszamy z ciastem. A ciasto przygotowujemy następująco:

1 szkl. mleka lub maślanki (lub pół na pół)
1 szkl. mąki
1 jajo
1 łyżka cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

Pycha! Polecam wypróbować. Naprawdę warto (to taki mój chwyt reklamowy). :)))



Teraz drugi szybki przepis. Wysiłku mało, za to późniejszy efekt kulinarny - niezastąpiony w smaku i aromacie! Chodzi o cukier różany, który możemy dodawać do herbaty (jeśli ktoś słodzi), do wszelakich wypieków: ciasteczek, babeczek, placuszków, pączków, naleśników.... długo by można było wymieniać. Robi się go piorunem, a przyjemność delektowania się nie tylko różanym smakiem i zapachem, ale i pięknym kolorem jest przeogromna.

CUKIER RÓŻANY

Proporcje są mniej więcej takie: na szklankę cukru bierzemy dwie solidne garści płatków dzikiej róży.  Oczywiście im większe to będą garści tym intensywniejszy kolor i zapach. Możecie się spotkać z przepisem, który mówi, że najpierw trzeba płatki ususzyć, ale według mnie wtedy ucieka aromat i cukier nie jest już tak cudownie pachnący. Według sztuki kulinarnej należy obciąć białawe końcówki, aby pozbyć się goryczki, ale ja tego nigdy nie robię i cukier mam zawsze słodko-różany, dlatego nie widząc różnicy w smaku, nie bawię się w obcinanie końcówek. ;) Następnie biorę pierwszą garść i po kilka, kilkanaście płatków tnę do miseczki. Przesypuję leciutko cukrem i blenderem ucieram, dodając po trochu pierwszą szklankę cukru. Gdy cukier już się zabarwi, a płatki zamienią się w różowe drobinki, przesypuję do płaskiego pojemnika. To samo robię z pozostałymi płatkami i drugą szklanką cukru i dosypuję do pojemnika wygładzając warstwy, aby leżały równomiernie. Przykrywam ściereczką i odstawiam do wysuszenia na 2 dni, mieszając od czasu do czasu, aby lepiej wysechł. Nie można od razu schować cukru do słoiczka, bo jest mokrawy od rozgniecionych płatków i łatwo nam się zbryli, ale gdy nie ma wiatru można wystawić na balkon na słońce, wtedy w ciągu jednego dnia wysuszy się nam pięknie. Ja zawsze jeszcze przed schowaniem do słoiczka, rozdrabniam  blenderem powstałe jednak gdzieniegdzie grudki. Można też zmiksować na puch i mieć różany cukier puder  np. do gofrów - dzieci to lubią!


Zobaczcie jaka zabawa kolorem! Ta sama róża w różnych stadiach "przerobu" zmienia kolor jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na początku zachowuje swój pąsowy kolor, później już z cukrem zbratana uspokaja się zamieniając się w liliowy-róż w czasie suszenia, aby na końcu stać się subtelnym różem. ;) Lubię te czary.


A gdy już będziecie przygotowywać cukier, to zróbcie przy okazji różane babeczki. Zamiast normalnego cukru, dodajcie do niego lekko rozgniecione płatki róż. Wstawcie do piekarnika i zabierzcie się dalej za ucieranie różanego cukru - będziecie miały podwójną przyjemność - zapach świeżo ucieranych płatków i ten aromatyczny zapach z piekarnika... :)) Tylko uwaga - on rozleniwia! ;)


Piękną pogodę dał nam czerwiec - iście letnią. Narzekać nie mieliśmy prawa. Ale żeby nie było tak słodko, to pokażę Wam jakie dziś nastąpiło oberwanie chmury. Chwilowa ulewa, a całe trójmiasto zalane! Poniższe zdjęcie zrobione przed chwilą niedaleko mojego domu... trzeba było opłotkami wracać, bo główna droga stała się nieprzejezdna.


Na koniec wyróżnienie, które dostałam od Klubu dobre czasy. Niestety nie znam imienia osoby prowadzącej bloga, więc tak troszkę oficjalnie to brzmi, ale bardzo, bardzo dziękuję, bo to już drugie wyróżnienie od Ciebie. :))

1.Rodzina, czy kariera zawodowa? Jak widać na załączonym obrazku wybrałam rodzinę, choć niektórzy do tej pory nie mogą tego pojąć. :))
2.Sukienka czy spodnie na uroczystość rodzinną? - Bardzo bym chciała, żeby to była sukienka i czasem się udaje, ale częściej jednak te nieszczęsne spodnie się sprawdzają. ;)
3.Deser lodowy czy ciastko na deser? E tam lody, pewnie że ciast(k)o! ;) O ja biedna, odchudzać się nie umiem!
4.Do sukienki broszka czy korale? Broszki nie mam ani jednej! Więc zostają korale, czyli wisiorki...
5.Wino słodkie czy wytrawne? Wytrawne.
6.Letni weekend w spa, czy pod namiotem? Rozumiem, że to pytanie dotyczy wyboru między luksusowym wypoczynkiem a takim w bardziej prymitywnych warunkach. Muszę powiedzieć, że luksus, czy to spa, czy all-inclusive w ogóle mnie nie nęci, zdecydowanie wolę wyjazdy bardziej swojskie, np. do małych rodzinnych pensjonatów z dala od centrów turystycznych.
7.Kąpiel w wannie czy szybki prysznic? Zbyt nakręcona jestem na kąpiel w wannie. Średnio 3 razy do roku relaksuję się w pianie, biorę książkę, winko, barykaduję się... i po 15 minutach już chcę wyjść! :)) Czy to normalne?
8.Sernik czy jabłecznik? Jabłecznik, zdecydowanie wolę ciasta owocowe, a sernik jakoś nie jest moim najukochańszym ciastem.
9.Rosół czy pomidorowa? Tu mam zagwozdkę, bo gdyby mi jak temu osiołkowi w żłoby dano w jednym rosół, a w drugim pomidorówkę - padłabym z głodu. Nie umiem się zdecydować.
10.Pościel biała czy wzorzysta? Wzorzysta jest radośniejsza i tak nie widać kocich kłaków. :))



Na koniec chciałam Wam bardzo podziękować za ciepłe słowa pod ostatnim postem..., bo nie sądziłam, że to malutkie pogłaskanie w komentarzu może tak wzruszyć. Tak już jest, że los plecie warkocz naszego życia z tego co akurat ma pod ręką. I nie patrzy czy równo dobiera radość i smutek, szczęście i cierpienie. Ot, ślepy los. A może tak, jak mitologiczna Temida, ma po prostu opaskę na oczach? Dlatego niektórzy mają więcej róż, a inni więcej cierni... Może tak jest właśnie sprawiedliwie? Bo cóż by nam zostało, gdyby los już dawno wykorzystał wszystkie jasne strony życia?
I jeszcze jedna mała, banalna myśl. Nie należy odkładać na później spraw, z myślą, że się jeszcze zdąży. Nikt nie wie ile czasu nam zostało. A może to już nasze ostatnie zaplecenie losu?

Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie
Ewa

środa, 19 czerwca 2013

Światełko w tunelu

Jestem, żyję - choć ledwo, ale to zawsze coś! Wstyd mi, bo widzę, że zaglądacie, że czekacie na jakiś nowy sygnał, a ja przepadłam. I wszelki słuch po mnie zaginął. Ale dziękuję Wam za Waszą obecność mimo mojej ciszy. Zmobilizowałam się w końcu i postanowiłam coś skrobnąć, choć łatwo nie było. I jest nadzieja, że jeszcze wpadnę tu w czerwcu. :))) Tylko przypomnijcie mi, proszę, jak się nazywam? ;) 
Światełko w tunelu

Mam teraz trudny czas i napięty do granic możliwości. Dużo "atrakcji", dużo ważnych spraw i nie wszystkie dobre. Oprócz realizacji mnóstwa tych zwykłych i (nie)codziennych zadań, myśli moje cały czas zaprzątał jeden smutny i niespodziewany fakt. Stało się coś, co się stać nie miało. Co potoczyło się zbyt szybko, a skutek wszystkich zaskoczył. Myślałam o tym  dzień i noc... i z nadzieją czekałam na to, co przyniesie kolejny dzień. Ale przyniósł złą wiadomość. Coś co całkiem niedawno zyskałam, bezpowrotnie straciłam...

I choć ciężko mi na sercu, to nie chcę już przekładać w nieskończoność tego postu. Napiszę Wam o tym, co działo się w międzyczasie - żeby się troszkę wytłumaczyć, to przedstawię dziś taki osobisty telegraficzny skót..., pomijając oczywiście wizyty dzieci u dentysty, fryzjera, na bilansie, w urzędzie paszportowym, zajęcia z filozofii, egzaminy muzyczne, i tym podobne..  Sama nie wiem, jak to wszystko udało mi się przeżyć.

1. Odbyło się oficjalne zakończenie edukacji przedszkolnej u córci, z dyplomami i biretami, upominkami i księgą pamiątkową dla każdego dziecka opuszczającego progi przedszkola. Z tej okazji dzieci przygotowały przezabawne przedstawienie, w którym mój Rodzynek był słodką krówką. :)
A tu po prawej portret rodzinny - teraz już wiecie jak wyglądam :))
Dzieci (wraz z paniami oczywiście) przygotowały imponujące drzewo genealogiczne wszystkich abiturientów.

Nasze kochane babcie i dziadzio
2. Odbyły się pierwsze zawody judo, w których uczestniczyło nasze najstarsze dziecię. Powiem Wam, że takich emocji nie spodziewałam się w najśmielszych snach! Adrenalina trzymała mnie (i męża też!) cały następny dzień. Nie sądziłam, że takie to na nas zrobi wrażenie. Dwa dni chodziłam jak nakręcona. ;)) I chociaż zarówno mąż, jak i ja należeliśmy do usportowionych dzieci i w niejednych meczach czy zawodach sami uczestniczyliśmy, to TE zawody zapamiętamy chyba do końca życia! Syncio zaskoczył nas swoją walką, swoją postawą i ...cechami charakteru! Nie jestem w stanie tego opisać, bo bym musiała elaborat stworzyć - w każdym razie dumni jesteśmy z syna jak nie wiem co.

Najmłodsza pociecha też chce iść w ślady rodzeństwa,... ale jeszcze musi się trochę podszkolić! ;))
3. Córcia też po raz pierwszy brała udział, tylko że w Konkursie Młodego Muzyka (na zawody judo jest jeszcze za słaba, choć power do walki ma, że ho ho!). Emocje były, nie powiem, choć w poprzednich latach udział w tym konkursie brał syn-judoka, więc emocje już nieco znane, ale jednak to nowy nasz narybek poszedł "w świat muzycznych rywalizacji" i znów nowe przeżycia nam towarzyszyły. Córcia dostała 2 dyplomy - dla najmłodszego uczestnika konkursu oraz wyróżnienie. Oj, dumna jestem, dumna!


4. Miał też miejsce występ z okazji zakończenia edukacji wczesnoszkolnej u syncia. Łza mi się w oku kręci, bo rzeczywiście te 3 lata mieli wspaniałe. To za sprawą cudownej wychowawczyni i przesympatycznych, bardzo zgranych dzieci w klasie. Pani nam się trafiła z najwyższej półki pod każdym względem - prawdziwa perła... Ech, aż żal to już koniec. Oby moja córcia trafiła teraz na taki świetny zespół i równie wyjątkową wychowawczynię w I klasie.


A to słodka niespodzianka zorganizowana dla dzieci przez ich Panią... Sami powiedzcie, czy nie jest to dowód na niesamowitą sympatię w relacjach wychowawca-uczniowie?



Żeby od nadmiaru wrażeń nie oszaleć, znaleźliśmy też czas na "odzipkę". ;) Spacer po plaży w Babich Dołach (tam z kolei ja byłam po raz pierwszy) :)), bardzo mi się przydał. Szum morza i słony zapach jodu zawsze działa kojąco,  widok starych kutrów- odprężająco, a urwiste klify przywołały wspomnienie wakacji w Danii. I przez chwilę poczułam się lekko i spokojnie, z dala od trosk. Oderwałam się od swego stada i samotnie ruszyłam przed siebie, zostawiając w oddali cały świat (pod opieką męża). Myśli odleciały wraz z mewami. Zresztą i tak bym ich nie usłyszała - morze było głośniejsze i o czym innym chciało rozmawiać... Ale to dobrze.
Na horyzoncie półwysep Helski

Trzy szczęścia

Przede mną jeszcze 3 bardzo pracowite dni - organizacja przyspieszonych urodzin córci - w sobotę dla dzieci, w niedzielę dla rodziny, więc choć już ledwo dycham, ale do poniedziałku muszę dotrwać. ;)) 

A od poniedziałku jestem z synkiem w szpitalu, ale obiecuję, że się jeszcze w czerwcu odezwę, bo mam dla Was placuszki z akacji  i cukier różany (tylko jeszcze się suszy). Rozejrzyjcie się tymczasem wokoło w poszukiwaniu akacji i krzewów dzikiej róży, tylko z dala od ruchliwych ulic! No i mam chustecznik. ;) Ale nie wcisnę już ich do tego postu, bo padniecie. :))

Pozdrawiam wszystkich bardzo ciepło
Ewa (tak mam na imię, prawda?) :))

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Wynik Zielonego Candy

Jestem, jestem! Późno dziś jak na mnie, ale i tak bałam się, że nie wyrobię się na czas. Dosłownie w biegu zasiadłam i przed sekundą poprosiłam Panią Glosser o szybkie losowanie. :) Ale zanim ogłoszę wynik chciałabym oczywiście podziękować wszystkim dziewczynom za udział w zabawie. Dziękuję nowym obserwatorom, którzy zdecydowali się przyłączyć do grona sympatyków i za przemiłe komentarze. Byłam u Was z wizytą ekspresową - tym razem nie u wszystkich zostawiłam komentarz, bo po prostu z czasem u mnie teraz kruchusieńko. Ledwo nadążam ze wszystkim - kalendarz mam na najbliższe 2 tygodnie wypełniony po brzegi sprawami, zadaniami, zapiskami i wizytami na każdy dzień. I to wypełniony szczelnie! Jak na niego patrzę, to już chce mi się płakać. :( I mam syndrom nakręcenia: "tylko nie zapomnieć i zdążyć ze wszystkim". Ostatni tydzień spędzam w szpitalu, w piątek jest koniec roku, a w sobotę już wyjeżdżam na wieś, więc wszystko muszę pozałatwiać, przygotować i częściowo popakować wcześniej - od ważnych po najbardziej błahe sprawy. Denerwuję się upływem czasu, bo ciągle coś nowego się pojawia ważnego, albo nieprzewidzianego, a i tak boję się, że o czymś zapomnę. W domu i szkole parę spraw jeszcze czeka na dokończenie... Eee, ale co ja tam Wam smęcę! A fe!

A zatem, aby nie przedłużać, ogłaszam wynik Zielonego Candy - dziś króciutko i szybciutko.

Pani Glosser tym razem typowała spośród 56 chętnych osób (bo Paulinka wpisała się dwa razy). I zadecydowała, że zielony chustecznik otrzyma nr 19. A pod tym numerem kryje się Isza sza



Gdy zajrzałam do posta z Candy i policzyłam, na kogo wypadł los, to uśmiechnęłam się czytając komentarz od Iszy, która napisała, że zielony chustecznik jest dla niej idealny. :)) Mam nadzieję, że tak się właśnie okaże. Gratuluję i pozdrawiam Cię (napisz do mnie maila z namiarami). A pozostałym uczestniczkom jeszcze raz dziękuję za udział w zabawie i mam nadzieję, że będziecie do mnie jeszcze czasem zaglądać. ;))

Żegnam się dziś z Wami majowym wspomnieniem i wszystkim przesyłam słoneczne i prawdziwie letnie pozdrowienia (szczególnie tam, gdzie deszcze cały czas dają we znaki).


Do miłego
Ewa

środa, 5 czerwca 2013

A ja jeszcze w maju

Oj, cieniutko u mnie ostatnio z czasem. Tak, jak już Wam  kiedyś pisałam - im bliżej końca roku szkolnego, tym bardziej niezastąpiony okazuje się mój nos! Gdyby nie on, nie wiem czym bym się podpierała! ;) Ostatnie podrygi szkolno-przedszkolnego galimatiasu są zawsze dla mnie najgorsze, bo zmęczenie daje już porządnie w kość. Są koncerty w Szkole muzycznej i występy z okazji Dnia Mamy w przedszkolu (razy dwa). Są festyny rodzinne i dni sportowe... Są egzaminy. Ostatni tydzień i ten obecny, dał mi kość, że już ledwo zipię. I nadal tkwię w maju, chociaż to już czerwiec. :)

A to maj właśnie...
W piątek dzieci zdawały na biały pas z judo, to było widowisko! Jak ich trenerzy na koniec z hukiem na matę rzucali, to rodzice tylko jęczeli. Takiego spektakularnego miotania dziećmi jeszcze nie widzieliśmy! :)) Przydałoby się nam - rodzicom, parę takich rzutów poznać - dyscyplina w domu byłaby na pewno na wyższym poziomie. ;) Ale muszę powiedzieć, że młodzi adepci dzielnie znieśli chrzest bojowy i są już pełnoprawnymi judokami z 6 kyu. ;)

No i zrobiło się zdecydowanie cieplej, pogoda iście letnia, więc więcej z dziećmi na dworze przebywałam. A dzieci tak się ucieszyły, że lato przyszło, że z tej radości zagorączkowały. Ot, życie. Dlatego, żeby nie zwariować i nie nakręcać się dodatkowo, że ciągle coś muszę, odsuwam sprawy mniej ważne i wszelakie przedsięwzięcia na bok. Konwalie już przebrzmiały, a ja cały czas mam zaległy konwaliowy temat. Dlatego dziś Wam pokażę konwaliowy chustecznik, póki jeszcze konwalie są nie tak odległym echem... ;)



I póki bzy jeszcze kwitną, choć w tym roku - wydaje mi się, że wyjątkowo mało obficie.


Za to moim "donicowym" nie mam nic do zarzucenia! ;) Cudownie upiększają balkon i pachną upajająco. Z wielką przyjemnością siadam przy stoliczku i cieszę oczy widokiem moich kwiatów.


Jak się okazuje nie tylko ja lubię spędzać przy/na/ ;) stoliczku czas...
Moja dwubarwna hortensja też zapowiada niezły wysyp! :))
Czekam też na powrót męża - domowego majsterklepkę, aby mi płotek zamontował, który już spokojnie czeka, a ja się niespokojnie niecierpliwię. ;) Ale jak znam osobistego majserklepkę, nie będzie to pierwsza rzecz, na którą się rzuci. ;)) Cóż, kobieca rzecz cierpliwie czekać. ;)

Z innych inności to, jak może pamiętacie, brałam niedawno po raz pierwszy udział w konkursie Szuflady wystawiając różany chustecznik (TU można go zobaczyć). Wyniki zostały ogłoszone zaraz po długim weekendzie. 5 fantastycznych prac zostało wyróżnionych i nawet nie doczytałam, że to ja wygrałam główną nagrodę. Myślałam, że nagroda wędruje po prostu do pierwszej osoby spośród wyróżnionych i tak się jakoś zagapiłam. ;) Tak więc mnie przypadła kwietniowa główna nagroda, która została rozlosowana spośród wszystkich uczestników. Bardzo się cieszę, dziękuję za zabawę i pozdrawiam Szufladę.

A oto moja nagroda: 10 zestawów filcowych kuleczek (kolory do wyboru przeze mnie). Ja, co prawda, z tych niefilcujących jestem, ale kuleczki na pewno wykorzystam do... ozdoby chusteczników. Ale to dopiero jesienną porą. ;)

Przy okazji chwalenia się, muszę wspomnieć, że znów otrzymałam wyróżnienia. ;) Liebsterblog od Ani z  bloga Aleja 57, a drugie wyróżnienie od Pauliny z bloga Zielenie.  Dziękuję Wam serdecznie. Rozpieszczana jestem ostatnio wyróżnieniami na całej linii. :))

Od Ani:


1. Wakacje spędzam nad...? Zawsze na wsi oraz w górach, bo nad "swoje" morze wyskakuję kiedy chcę. :))

2. Wolę zakupy w sklepie internetowym czy na Allegro? Nie ma to dla mnie różnicy. I tak głównie kupuję przez internet.
3. Mole ulubione kolory to... niebieski, pudrowy wrzos, szara zieleń
4. Styl retro, rustykalny a może shabby chic ? Wszystkiego po  trochu w zdrowych proporcjach. ;)

5. Ulubiony kwiat to..? Bzy, konwalie, hortensje, a z kwiatów na bukiety -  eustoma


Od Pauliny:

1. Najbardziej lubię... gdy nie muszę się nigdzie spieszyć.
2. Odmawiam... bardzo rzadko.
3. Najważniejsze w życiu... jest poczucie szczęścia (dla każdego oczywiście jest nim co innego)
4. Dom kojarzy mi się z... ciepłem rodzinnym i bezpiecznym schronieniem.
5. Za dwadzieścia lat będę... pogodną panią w zaawansowanym średnim wieku i z luką gdzieś między samodzielnością własnych dzieci a niesamodzielnością wnuków. ;))
6. W wolnych chwilach najczęściej... czytam. Żeby nie powiedzieć, że w wolnych chwilach wyłącznie czytam. ;)
7. Ulubiony kolor... teraz niebieski.
8. Największe marzenie... Oczywiście dom na wielkim pustkowiu.
9. Rybka w akwarium czy na talerzu? Rybki w akwarium bardzo lubię, ich spokojne falowanie działa odprężająco. Ale rybką na talerzu (zdecydowanie mniej ruchliwą) nigdy nie pogardzę.
10. Za co siebie lubisz najbardziej? Nie sądziłam, że to takie trudne pytanie... przede wszystkim za to, że dobrze mi w swoim towarzystwie. ;)) A tak poważniej, to chyba przede wszystkim za to, że nie miewam fochów. Ale też za brak zainteresowania plotkami i za rzadką cechę nieoceniania innych (w końcu jak kto żyje i jakie podejmuje decyzje to jego sprawa i nic mi do tego, dlatego dziwię się, że dla większości ludzi to takie trudne). 

I to tyle na razie.
Pozdrawiam Was bardzo ciepło
Ewa

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...