Bo to, że wędruje wielu z nas z pewnością wiosną zauważyło nie raz. I niekoniecznie mam tu na myśli wędrówki wzdłuż ciała skutkujące powołaniem na świat nowych istot. ;) Chodzi mi raczej o to, że w owej wytęsknionej wiosennej aurze, podładowany nagłym nadmiarem słońca i ciepła rozum opuszcza swój posterunek nieco dalej. A wtedy na prowadzenie wysuwają się emocje euforyczne i racjonalnie nieujarzmione, a tym samym skutkujące tymczasową radosną głupotą. Przyznam się, że od czasu do czasu takie stany przydarzają się i mnie. I przyznam się jeszcze, że niekoniecznie tylko w maju. ;) Ale mamy maj... i mój rozum zaplanował sobie na ten czas wiosenną wędrówkę. I to akurat pod nieobecność męża. Dziwne. :)
A wszystko przez zmianę kuchni na działce. Wiadomo, że kuchnia ważna rzecz. Wiadomo, że lepiej, by kuchnia była czysta i ładna, nawet gdy ma służyć tylko dwa sezony. Wiadomo też, że gdy cały domek przeznaczony jest do rozbiórki, to remont tymczasowej kuchni powinien być najtańszy z najtańszych. Dlatego mąż zamiast drewnianej boazerii, którą miałam malować na biało, kupił tańsze panele drewnopodobne, żeby już nie malować. Dobrze, wytrzymam dwa sezony, panele nie były wcale takie złe. Ale potem, zamiast jednej ikeowskiej szafki kuchennej kupiliśmy komplet 5 szafek z Castoramy, który kosztował 1/3 ceny szafki z IKEI. Super, znów oszczędność. Tylko, że kolor frontów nie pasował mi do koloru paneli. Może je jednak przemalować? Eee, szkoda roboty i zachodu, przecież to tylko na dwa lata. Pukając w mój rozum mąż zawiesił jedną z szafek i pojechał w świat. I przez ten cały czas o malowaniu nie myślałam, pieliłam, sadziłam i podlewałam. Aż do wczoraj. Wczoraj kupiłam białą farbę i ni z tego ni z owego postanowiłam, że jednak pomaluję. Zanim mąż wróci i puknie w mój rozum. I w 28-stopniowym upale malowałam pięcioma warstwami farby(!) pół kuchni (szafki sama zdjąć nie dałam rady, więc ona wyznaczała granicę szaleństwa). Gdy już panele stawały się coraz bielsze, wpadła córcia i zapytała dlaczego je maluję.
- Bo lepiej będzie kuchnia wyglądać, gdy ściany będą białe - odpowiedziałam ledwo już żywa.
- A nie było białych paneli?
Ugotowana pracą w takim upale i załamana pytaniem siedmiolatki pocieszałam się jedynie tym, że skoro rozum mnie opuścił, nie świadczy to wcale, że pozostała po nim czysta głupota (chociaż gdy pomyślę, że pół kuchni jeszcze czeka...) Jak widać majowe pomysły mogą mieć z nią wiele wspólnego. Bo czy nie byłoby prościej i jeszcze taniej kupić białe? W czerwcu rozum z wojaży wróci i chyba malowanie pozostałej części kuchni okupię rzęsistymi łzami.
Pokażę na razie małe fragmenty, bo po pierwsze sił na fotografowanie nie miałam, a po drugie gotowej już kuchni poświęcę za jakiś czas osobny post.
![]() |
Front miał zimny odcień, a panele ciepły. Nie pasowały do siebie i nie dawały mi spać Na białym tle wygląda lepiej. I lepiej śpię! ;) |
Gdy poszczególne warstwy schły, to w przerwach - skoro już siedzę w pędzlach i farbach - malowałam drzwi wejściowe, drzwi do narzędziowni, słup i drewniany wieszak na ganeczku. Wszystko jednego dnia. Nie mam się co oszukiwać - rozumu chwilowo brak.
Drzwi od wewnątrz jedynie pobieliłam, takie przetarte bardziej mi się podobają. Dojdzie jeszcze kinkiet, jakaś ładna girlanda, lobelia w amplach, słowem po kaszubsku będzie na całego! ;)
![]() |
Widać, że jeżyny w liście obrosły, ale jakoś nie widać, by chciały w tym roku owocować. |
Po skończonej pracy, posiedzieć spokojnie niestety nie mogliśmy, bo gdy tylko zaczęliśmy jeść drożdżówkę z rabarbarem (TU przepis, tylko zmniejszyłam nieco proporcje), w tle rozpoczął się burzowy koncert. Uciekaliśmy w przybierającym na sile deszczu, tak że gdy już wszystko pochowałam, pozamykałam i w samochodzie się schowałam, dzieci stwierdziły, że wyglądam jakbym wpadła do basenu. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak calusieńka do suchej nitki przemoczona. I wiecie co? Cudowne uczucie! :) Chyba częściej powinnam wychodzić w ulewny deszcz - nie wiedziałam, że to tak poprawia humor! :))
Nie mogłam się powstrzymać i musiałam pokazać Wam moją pnącą damę, która posadzona parę dni temu już rozkwita. :)) A obok bluszcz, który dostałam od znajomych w postaci patyczków, ;) też wypuścił pierwsze listki!
Dzisiaj miałam nie jechać, absolutnie wykluczone. I co? Po południu zabraliśmy Uno, kupiliśmy kobiałkę truskawek i pojechaliśmy na działeczkę. O ile lepiej gra się przy ptasich trelach! ;))
I na koniec, a propos, ptasie nowości. Co daje bez na balkonie? Okazuje się, że oprócz obłędnego zapachu i mojej radości, również malownicze schronienie dla ptaszków!
Pozdrawiam Was najserdeczniej,
chwilowo z wędrującym rozumem
Ewa
Ewa
P.S.
Jeżeli komuś udało się wyśledzić dokąd rozum wędruje wiosną, bardzo proszę dać mi znać.
E.
Udanego tygodnia moi Mili