"Kto nie umie przysiąść na progu chwili, puszczając całą przeszłość w niepamięć,
kto nie jest zdolny trwać w miejscu jak bogini zwycięstwa,
nie doznając zawrotu głowy ani lęku,
nie doznając zawrotu głowy ani lęku,
ten nigdy nie dowie się, czym jest szczęście".
F. Nietzsche
Dziś mamy ciepły, słoneczny dzień - prawdziwie wiosenny. Choć dowiedziałam się, że wiosna przyszła do nas wczoraj, i że tak będzie przed czasem zaglądać przez najbliższe prawie dziewięćdziesiąt lat! Czyli do końca mych dni i zapewne do końca dni mych dzieci. Dlatego mam od wczoraj problem, co z tą wiedzą zrobić? Czy powinnam czekać na nią uparcie 21.03 i witać "po czasie", choć ona już zawitała wczoraj? Czy jednak przestawić się na powitanie w dniu, w którym do nas faktycznie przychodzi?
Tak czy owak, w tym roku nie miałam wyboru i przywitałam ją dziś. Co prawda już zapowiadają ochłodzenie, ale co się będę martwić na zapas. Dzisiaj to dzisiaj, jutro to jutro. ;) Wpadłam do domu z zakupami prosto z rynku, patrzę: a tu wiosna na progu siedzi. Ciepło rozsiewa, humor promieniami słońca poprawia. Nie rozbierając się nawet złapałam za sekator, poprzycinałam w namiastce to, czego nie zdążyłam przyciąć jesienią, na balkonach też poograniałam troszkę... i się rozmarzyłam. Że tak ciepło, miło, tak wiosennie. I zamiast roz-pakować siaty, roz-wiesić pranie, roz-ładować zmywarkę, też przysiadłam na progu chwili. Na momencik. I takie szczęście mnie otuliło, że o Bożym świecie zapomniałam. Postanowiłam klapnąć sobie w szczęśliwości swojej przy laptopie i napisać malutki wiosenny misz-masz. Ot tak, dla własnej przyjemności. :))
Propozycję piątkowego obiadu mam - pistacjowy dorsz. Może być też sola lub inna biała ryba o zwartym mięsie. Robi się w mig. Filety dorsza oprószyć solą, "pomoczyć" w rozbełtanym jajku (posolonym i popieprzonym) i obtoczyć w panierce ze zmiksowanych orzeszków pistacjowych i migdałów. Można usmażyć na patelni lub upiec zawinięte w folię. Ja preferuję drugi sposób, bo dorszowy zapach nie roznosi się tak po domu. ;) I już, gotowe!
Na koniec dwa chusteczniki, które robiłam jeszcze przed Świętami. Nie miałam ich kiedy pokazać, bo ciągle były jakoś nie na temat. A dziś się zgrabnie wpasowały. ;)
No nic, zerkam już na zegarek i zawrotów głowy jednak zaczynam dostawać, jak sobie uprzytomnię co na mnie jeszcze czeka do roboty, a tu już powoli po dzieci trzeba jechać. Ech, żeby mnie szczęście za szybko nie opuściło! Dlatego dziś taki króciutki misz-masz z okazji wiosny. ;)
Pozdrawiam zatem prawdziwie wiosennie
Ewa