Znów mnie nie było. Znów zniknęłam, znów nieplanowanie. Ile to ja rzeczy chciałam w kwietniu napisać, ile pokazać. I cisza nagła. Pisać - nie pisać? Dam radę - nie dam rady? Może jednak dam radę - nie, chyba nie dam rady. Nie dałam. Za dużo się działo, a czasu, jak zawsze za mało, na wszystko go nie wystarczyło, więc z czegoś byłam zmuszona zrezygnować. A że od pewnego czasu zastanawiam się czy jest sens pisać dalej, to padło na odsunięcie bloga, a wraz z nim mnie od internetu. Pomogło, zyskałam brakujące minuty.
Nie było mnie, lecz znów jestem, bo życie wraca do normy, choć dręczące mnie pytanie pozostało (ale to już jest zupełnie inny temat). Przez czas mojej nieobecności minęły urodziny M., urodziny K., urodziny moje i A, szpital, a w ten weekend także uroczystość I Komunii naszej Rodzyneczki.
Dzień po dniu toczyły się też przygotowania, większe porządki i mniejsze remonty, próby w Kościele, egzaminy w szkole, a w międzyczasie, powiedzmy, że normalne, codzienne życie. Teraz przeżywamy jeszcze biały tydzień, na horyzoncie kolejny długi
weekend i już będzie czerwiec. A czerwiec to wyjątkowo szybki miesiąc - nie zorientuję się nawet, kiedy minie. Jak nie wiem kiedy moje dzieci tak wydoroślały.
Poruszył mnie widok butów ułożonych w rządku i czekających na uroczystość. Niby nic szczególnego, ale musiałam je uwiecznić. Stały pod szafką i po prostu czekały na założenie, ale ja w nich zobaczyłam symbol wychodzenia z dzieciństwa. W tych butach dostrzegłam, że moje dzieci nie są już małe. Te buty powiedziały mi, że moje dzieci dorastają i będą chodzić swoimi drogami. Wiem o tym, przecież to oczywiste. Widzę, jak centymetrów przybywa, w buziach coraz częściej przebłyskują dojrzalsze rysy, stopy wydłużają się wręcz nieprawdopodobnie - jeszcze w zeszłe wakacje moje adidasy (41) były notorycznie podkradane przez Najstarszego, teraz już nawet buty taty (43) nie pasują! Kiedy to minęło? Czy to możliwe, żeby aż tak szybko zadziało się to, co nieuniknione? Gdy nadejdzie ten dzień, że każde z nich wyruszy, by kroczyć własnym życiem, koniecznie muszę spojrzeć, jakie mają na nogach buty. I na zawsze zapamiętać ten widok. To ważne, choć zupełnie bez znaczenia.
Pozdrawiam majowo
Ewa
Ewuś, najważniejsze, że jesteś i uporałaś się z przyziemnymi sprawami. Nad sensem blogowania się nie zastanawiaj, tylko bloguj, bo masz wierne grono wielbicieli i my tu na Ciebie czekamy.
OdpowiedzUsuńCo do dzieci, przyznaję Ci rację, zawsze się śmieję, że moi chłopcy tak się już postarzeli, przecież to normalna kolej rzeczy. 3 maj się, uściski przesyłam.:))
Dziękuję Celuś, to bardzo miłe. :)
UsuńO tak, tak, to dzieci się starzeją, w żadnym wypadku nie my! :))
Całusy
Dzieci rosną takie prawo natury, najważniejsze, że my się nie starzejemy;-) A buty... na długą wędrówkę po wyboistych drogach powinny mieć solidną podeszwę i Tego Nam życzę;-)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOtóż to!
UsuńMasz rację, oby miały solidne buty! :))
Całusy
Świetny widok :) Dzieci dorastają, odchodzą z domu, a my nawet nie wiemy kiedy minęły te lata...
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie się wydaje, że dopiero co prowadziłam je do przedszkola, a tu już taaaakie buty! ;))
UsuńBuziaki
I ja dostrzegłam że brak internetu, komputera ( powody techniczne) spowodował jakby więcej czasu ale zatęskniłam do blogowego świata. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMasz rację, tęskni się za blogowym spotkaniem. Cieszę się, że też wróciłaś po przerwie. :)
UsuńPa, Alicjo!
Piękny, dojrzały post...Pełen miłości i ciepła. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, Moniko, pięknie i pozdrawiam ciepło! :))
Usuń