Kiedyś pachniała skórą i wisiała nad łóżkiem dziecięcym ku przestrodze. Dziś, choć nie kojarzy się już z rzemiennymi pasami, to jednak słowo dyscyplina wciąż wywołuje pewien dyskomfort psychiczny. ;) Ach ten rygor, to podporządkowanie się, subordynacja i rutyna. Ileż wymaga ona od nas wysiłku, by poddać się i jej ulec! Podświadomie wiemy, że jest ważna, ale tak trudno w niej wytrwać. Myślę, że trud wkładany w wypracowanie samodyscypliny jest wprost proporcjonalny do niechęci jaką odczuwamy wobec karności.
Niestety prawda jest taka, że bez tego, nomen omen, bicza, jaki sami próbujemy na siebie ukręcić, niewiele nam się uda. Bo dyscyplina to nic innego jak uporządkowanie sposobu działania i konsekwentne zmierzanie w wybranym kierunku. To umiejętność podjęcia decyzji, wytyczenie trasy i ustalenia tempa. Stajemy się aktywni, nadajemy rytm i staramy się go utrzymać. Ale z tym jest największy problem! Bo jesteśmy zmęczeni, bo pada, bo nastrój nie ten, bo nam się po prostu z tego czy innego powodu nie chce. W tym momencie powinniśmy szybciutko powiesić nad łóżkiem kańczug. ;) Albo spojrzeć z innej perspektywy.
Dyscyplina pomaga realizować cele, osiągać sukcesy, rozwijać talenty, pokonywać własne słabości. To oczywiste. To właśnie dzięki dyscyplinie możemy być z siebie dumni, że daliśmy radę, chociaż po drodze tyle czekało pułapek. Jesteśmy szczęśliwi. To czemu wciąż nie udaje się zdyscyplinować? ;) A gdyby spojrzeć na dyscyplinę jako na wyraz miłości do siebie, to czy wtedy nie zmieni się nasze podejście do niej? Jeśli siebie kocham, to chcę dla siebie jak najlepiej. Troszczę się o siebie i wspieram. Także w wytrwaniu na wybranej przez siebie drodze. A w tej wędrówce, zwłaszcza gdy horyzont jest wciąż daleko, dyscyplina jest niezastąpionym kompanem. I co, czy nie pachnie tu trochę miłością?
Skończyła się laba świąteczno-noworoczno-trzejkrólowa,. ;) Ferie dopiero za miesiąc. A zatem od dzisiaj czas zabrać się porządnie do roboty. I samodyscyplinę pod rękę. Bo już wiem, że pachnie ona miłością. Co nie wyklucza, że miłość nie może mieć zapachu skórzanego rzemienia. ;)) A jak u Was z dyscypliną?
Uściski ślę
Ewa
Świetnie to wszystko ujęłaś , jak zwykle nic dodać nic ująć :) u nas z dyscyplina jest różnie raz z górki raz pod górkę :) ale ogólnie nie jest źle i mam cicha nadzieję , że będzie coraz lepiej dokładam wszelkich starań i coraz bardziej mam świadomość jak ona jest ważna w naszym życiu szczególnie przy dwójce dzieci :) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńTo tak jak u mnie. ;)) I masz rację, że przy dzieciach jest szczególnie ważna. Mam nadzieję, że teraz będzie mi łatwiej, gdy wiem, że to przecież z miłości. :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko
Ładnie to wszystko opisałaś:)
OdpowiedzUsuńU mnie w tej kwestii różnie bywa;) i ze spokojem to przyjmuję. Jestem zdania, że na siłę narzucanie sobie czegokolwiek nie jest dobre, aczkolwiek samodyscyplina w (że tak to ujmę) "naturalnym wydaniu" dobrze jak jest obecna:)
Utulenia ślę:) ..ze zlodowaciałej małopolski:)))
Dziękuję. :)Na siłę nic dobrze nie wychodzi. ;)
UsuńA u nas 1 stopień na plusie!
Buziaki
Dyscyplina wisiała w moim domu przy oknie, Tatuś ostrzył na niej brzytwę (sic!), nie, to nie jest kryminalne opowiadanie, ale bałam się tego krótkiego paska strasznie...
OdpowiedzUsuńTeraz wiem, że człowiek zdyscyplinowany wypracował tę dyscyplinę przez lata, często właśnie dla swojego dobra i ma silny charakter.
Ewo, pięknie napisałaś, dobrze, że wróciłaś. Uściski.:)
:))) Czyli jednak respekt budziła. :) Oj, tak - silny charakter jest potrzebny, by utrzymać samodyscyplinę (i to obojętnie czego ona dotyczy), a na pewno krzywdy nam ona nie robi.
UsuńTeż cieszę się, ze znów tu jestem. :))
Serdeczności
Samodyscyplina jest zdecydowanie trudniejsza do realizacji od dyscypliny narzuconej. Kiedy bat wisi powieszony przez kogoś lub coś, to wybór mamy niewielki;) Jutro muszę wstać wcześnie rano i pędzić do pracy, ale powinnam wstać godzinę wcześniej jeśli chcę (z miłości do siebie;))do tej pracy zabrać świeżo wyciśnięty sok i "domowe" jedzenie. To drugie będzie zdecydowanie trudniejsze do zrealizowania, szczególnie w ponury i zimny poranek:-)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOoo, święte słowa! Właśnie dlatego, że sami sobie ją narzucamy, sami się sprawdzamy i kontrolujemy, to mamy wybór, by w każdej chwili powiedzieć: nie chce mi się, rezygnuję. I już, bez żadnych konsekwencji. Tak, jak Cela napisała: siła charakteru jest tu potrzebna.
UsuńBuziaki :))
Święte słowa. Samodyscyplinę próbuję wdrożyć z różnym skutkiem, ale ostatnio idzie mi całkiem nieźle. Wiem jednak, że jest ona łatwiejsza do wprowadzenia gdy musimy "spowiadać" się komuś z naszych poczynań. To motywuje, bo głupio powiedzieć drugiej osobie, nie zrobiłam tego, bo mi się nie chciało.
OdpowiedzUsuńTo tak trzymaj dalej! :) Mnie też idzie nieźle, ale ja dzisiaj zaczęłam. :))
UsuńMasz rację, bo mamy wtedy kogoś na kształt kontrolera.
Uściski
W moim świecie Ewo dyscyplina nigdy nie pachniała rzemieniem i uważam się (także) z tego powodu za szczęściarę. ;) Jeśli miałabym pokusić się o odpowiedź na pytanie "czym dla mnie pachnie dyscyplina", to rzekłabym: powietrzem, które głęboko wdycham przed powiedzeniem sobie "do dzieła!"... I może nadzieją, którą mam myśląc o efektach narzuconego sobie rygoru.
OdpowiedzUsuńZ tą miłością i rzemieniem to sprawa, która moim zdaniem zależy od źródła dyscypliny i podejścia do jej sensu. Jedni wolą rygor wewnętrzny, inni potrzebują rygoru zewnętrznego - jak zawsze, wszystko zależy od punktu widzenia i osobistych preferencji. ;)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za kawał fajnego tekstu, który towarzyszył mi dziś przy piciu przedpołudniowej herbaty. :)
W moim też nie! :)) Ale już dzieciństwo naszych rodziców pachniało skórzanym paskiem bardziej niż nasze. Wiesz, myślę, że masz szczęście, że dyscyplina jest dla Ciebie niczym powietrze, bo wiele osób ma z nią potworne problemy. Ale jest tak jak piszesz - wszystko zależy od nastawienia i podejścia do "problemu".
UsuńCieszę się, że wpadłaś i znalazłaś czas na napisanie do mnie - to bardzo miłe.
Pozdrawiam równie serdecznie i idę z rewizytą. :)
Najlepszy efekt osiąga się wtedy, kiedy dyscyplina przekształca się w "samodyscyplinę". A jeśli - czy to my, czy też nasze dzieci osiągniemy ten poziom świadomości, wtedy wszystko idzie już z górki. Ale zanim to nastąpi - Syzyfowa praca musi być wykonana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam zdyscyplinowanie:)
No tak, trzeba włożyć wysiłek w wypracowanie dyscypliny - wciąż i wciąż od nowa, jak Syzyf! ;)
UsuńŚciskam Cię ciepło i dziękuję za zostawione słowa :)
Myślę, że dzięki samodyscyplinie, którą udało mi się wypracować, osiągnęłam w życiu to, co chciałam. Teraz pozostaje mi się tylko cieszyć z efektów pracy, a nawet dzielić nimi z innymi. Bardzo fajny post! Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie Beatko dokładnie chodzi o to o czym napisałaś - dzięki dyscyplinie można coś osiągnąć! Sic. ;)
UsuńPozdrawiam Cię
Ojej, skąd ja to znam... choć wciąż nad tym pracuję. Czasem jednak chowam ten "rzemień" głęboko i ulegam totalnemu "bezkrólewiu" :-) Dobrze, że już jesteś. Ściskam. Ania
OdpowiedzUsuńDziękuję, ja też cieszę się, że jesteś. :)
UsuńPa, pa
Wychodzi na to, że w pewnych kwestiach ludzie są bardzo do siebie podobni ;)
OdpowiedzUsuńCzytam...i takie to bliskie mi.
Ewuś, widzę że dyscyplinę wprowadzasz...cieszy, że jesteś :):):)
Ach, to temat rzeka! Ale pomyślałam, że skoro z nowym rokiem snuję plany i marzenia, to dyscyplina przyda się jak nic. :) Stąd te moje rozważania, jak ją ugryźć, by smakowała. ;)
UsuńJa też się cieszę, że zaglądasz. :))