Jeszcze dosłownie parę dni temu czuć było wiosnę w powietrzu, już nadzieja na cieplejsze dni zakwitła w sercu, już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską, a aż tu wczoraj niespodzianie (no bo jak to tak w lutym?) znowu śniegiem poprószyło! Przecież było już biało, mroźnie, śnieżnie i prawdziwie zimowo... i to przez całkiem spory czas. Można się było zimą nacieszyć lub mieć jej szczerze dość. No właśnie - już dość! Dość hukania wiatrów północnych, dość zamieci śnieżnych, dość stalowego nieba! Słońca nam trzeba!
W tym roku zima była (prawie) taka jak kiedyś, a przez to wyjątkowa. Prawdą jest, że wszystko się w tym naszym klimacie poprzestawiało, a wraz z nim i nasze podejście do przyrody. Tęsknimy już w styczniu za wiosną, w listopadzie za Bożym Narodzeniem. Pamiętam dobrze z poprzednich lat takie dni lutego prawdziwie wiosenne, gdy szło się brzegiem morza z kurtką pod pachą, a ludzie na plaży opalali się leżąc na zdjętych z siebie ubraniach. Nie chcę mówić, że to nienormalne, ani jak powinno być w lutym, czy w czerwcu, bo nie wiem jak powinno być teraz. Może to, co pamiętamy z czasów naszego dzieciństwa przestało być po prostu normą? Że zima zaczynała się w listopadzie, a luty był najmroźniejszym miesiącem w roku. Że lato było ciepłe, słoneczne, czasem burzowe - tak jak i maj oraz czerwiec. Teraz czerwiec często chłodem powiewa jak kwiecień, a lato bywa nijakie; zimy nie ma wcale, potrzyma tydzień, może dwa, lub przyjdzie na Wielkanoc. Tak zaczyna być dla nas normalnie i coraz rzadziej dziwi.
Ale teraz, na przedwiośniu, gdy zima jeszcze nie raz może postraszyć, najbardziej tęsknimy za słońcem. Brakuje nam jego ciepłych promieni, pod wpływem których budzi się przyroda a w nas radość życia. I nie ma znaczenia czy to szara zima czy pochmurne lato - czekamy z utęsknieniem na słońce o każdej porze roku. Jest ono nam potrzebne. Tęsknota za słońcem jest w życie człowieka wpisana z natury. Ono wciąż jest dla nas niczym Helios, Mitra, egipski Ra czy nasz słowiański Swaróg. Ma coś z boskości... Nigdy nas nie opuszcza, choć odwraca się na jakiś czas od niektórych miejsc na Ziemi.
Na przykład taki Spitsbergen - najdalej wysunięta na północ osada ludzka na świecie, gdzie słońce nie pojawia się nad horyzontem już od 26. października. A i te dni poprzedzone są ostatkami pomarańczowego światła, które jest zaledwie odbiciem od szczytów gór. Od tego czasu - tylko ciemność. Noc polarna. I nawet biały śnieg nie pomaga. Spitsbergen obleka się w mrok przez jedną trzecią roku! Światło daje tylko kilka latarni w centrum osad oraz w określonych godzinach księżyc, jeśli akurat nie został zasłonięty przez śnieżyce. I tak bez kropli światła przez cztery długie miesiące non stop. Jedynie "zorza daje pewność, że słońce skrywa się gdzieś tam, za górami". Lecz gdy minie styczeń, góry powoli zaczynają się oddzielać od rozgwieżdżonego nieba i promienie słońca można już ujrzeć przez 15 minut dziennie. Chwycić choć przez parę chwil kilka promieni słońca Zaczyna się wtedy pora niebieska, bo świat wygląda jakby był w poświacie włączonego wieczorem telewizora. A słońce znów całe pojawi się 8. marca, w Dzień Kobiet. Ma coś z kobiecości...
"Na Spitsbergenie łatwo zapomnieć, że świat jest gdzie indziej".
"W ciemności trzeba sobie samemu wyprodukować energię, zmusić się, żeby było normalnie".
"Myśli zwalniają i słuch się wyostrza. Zmysły wariują w taka pogodę. Im dłużej jest ciemno, tym mniej im można zaufać. Na swój sposób robi się wszystko jedno".
Każdy nosi w sobie swój własny Spitsbergen. Na peryferiach świadomości, za kołem podbiegunowym uwagi. I każdy sam, na swój własny sposób musi stawić czoła tej ciemności i nie stracić nadziei, ze słońce wróci.
Gdy za oknem robi się biało, szaro lub ponuro i tęsknota za słońcem zaczyna dokuczać, wracam myślami do książki Ilony Wiśniewskiej "Białe. Zimna wyspa
Spitsbergen", którą czytałam rok temu o tej porze. To wspaniale napisany reportaż, z pierwszej ręki, o życiu na
Spitsbergenie. O życiu jakże innym od naszego. I nie tylko z powodu braku słońca, lecz z powodu szacunku żyjących tam ludzi do naturalnego rytmu, jaki narzuca odwieczne prawo Natury i do pełnej jego akceptacji. Szczerze polecam Wam (najlepiej zimową porą) tę bardzo ciekawie napisaną
pozycję, po przeczytaniu której - jestem tego pewna - przestaje się
narzekać na naszą zimę i pochmurne dni. I nie tylko na to. I zacznie doceniać, że dla nas słońce wciąż świeci! A tęsknota za nim nie będzie już taka dojmująca. Jakie to szczęście, że my nie musimy czekać do Dnia Kobiet, by je ujrzeć całe tuż nad horyzontem.
I wiosna zbliża się już do nas wyciągając zza stalowej zasłony słoneczny balonik.
Pozdrawiam przedwiosennie
Ewa
P.S. Cytaty oczywiście pochodzą z "Białe"
W tym roku zima była (prawie) taka jak kiedyś, a przez to wyjątkowa. Prawdą jest, że wszystko się w tym naszym klimacie poprzestawiało, a wraz z nim i nasze podejście do przyrody. Tęsknimy już w styczniu za wiosną, w listopadzie za Bożym Narodzeniem. Pamiętam dobrze z poprzednich lat takie dni lutego prawdziwie wiosenne, gdy szło się brzegiem morza z kurtką pod pachą, a ludzie na plaży opalali się leżąc na zdjętych z siebie ubraniach. Nie chcę mówić, że to nienormalne, ani jak powinno być w lutym, czy w czerwcu, bo nie wiem jak powinno być teraz. Może to, co pamiętamy z czasów naszego dzieciństwa przestało być po prostu normą? Że zima zaczynała się w listopadzie, a luty był najmroźniejszym miesiącem w roku. Że lato było ciepłe, słoneczne, czasem burzowe - tak jak i maj oraz czerwiec. Teraz czerwiec często chłodem powiewa jak kwiecień, a lato bywa nijakie; zimy nie ma wcale, potrzyma tydzień, może dwa, lub przyjdzie na Wielkanoc. Tak zaczyna być dla nas normalnie i coraz rzadziej dziwi.
Ale teraz, na przedwiośniu, gdy zima jeszcze nie raz może postraszyć, najbardziej tęsknimy za słońcem. Brakuje nam jego ciepłych promieni, pod wpływem których budzi się przyroda a w nas radość życia. I nie ma znaczenia czy to szara zima czy pochmurne lato - czekamy z utęsknieniem na słońce o każdej porze roku. Jest ono nam potrzebne. Tęsknota za słońcem jest w życie człowieka wpisana z natury. Ono wciąż jest dla nas niczym Helios, Mitra, egipski Ra czy nasz słowiański Swaróg. Ma coś z boskości... Nigdy nas nie opuszcza, choć odwraca się na jakiś czas od niektórych miejsc na Ziemi.
Na przykład taki Spitsbergen - najdalej wysunięta na północ osada ludzka na świecie, gdzie słońce nie pojawia się nad horyzontem już od 26. października. A i te dni poprzedzone są ostatkami pomarańczowego światła, które jest zaledwie odbiciem od szczytów gór. Od tego czasu - tylko ciemność. Noc polarna. I nawet biały śnieg nie pomaga. Spitsbergen obleka się w mrok przez jedną trzecią roku! Światło daje tylko kilka latarni w centrum osad oraz w określonych godzinach księżyc, jeśli akurat nie został zasłonięty przez śnieżyce. I tak bez kropli światła przez cztery długie miesiące non stop. Jedynie "zorza daje pewność, że słońce skrywa się gdzieś tam, za górami". Lecz gdy minie styczeń, góry powoli zaczynają się oddzielać od rozgwieżdżonego nieba i promienie słońca można już ujrzeć przez 15 minut dziennie. Chwycić choć przez parę chwil kilka promieni słońca Zaczyna się wtedy pora niebieska, bo świat wygląda jakby był w poświacie włączonego wieczorem telewizora. A słońce znów całe pojawi się 8. marca, w Dzień Kobiet. Ma coś z kobiecości...
"Na Spitsbergenie łatwo zapomnieć, że świat jest gdzie indziej".
"W ciemności trzeba sobie samemu wyprodukować energię, zmusić się, żeby było normalnie".
"Myśli zwalniają i słuch się wyostrza. Zmysły wariują w taka pogodę. Im dłużej jest ciemno, tym mniej im można zaufać. Na swój sposób robi się wszystko jedno".
Każdy nosi w sobie swój własny Spitsbergen. Na peryferiach świadomości, za kołem podbiegunowym uwagi. I każdy sam, na swój własny sposób musi stawić czoła tej ciemności i nie stracić nadziei, ze słońce wróci.
I wiosna zbliża się już do nas wyciągając zza stalowej zasłony słoneczny balonik.
Pozdrawiam przedwiosennie
Ewa
P.S. Cytaty oczywiście pochodzą z "Białe"
Ja jestem cierpliwa. Każda pora ma swój czas i tak chcę by zima była zimą a wiosna przyszła w marcu nie lutym...Lata oczekuje w czerwcu...Jednak miło gdy słoneczko zaczyna przez okno zaglądać jak właśnie jest dzisiaj. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam, wszystko ma swój czas.
UsuńU nas dzisiaj też słoneczko pięknie świeciło.
Uściski <3
U mnie dzisiaj pięknie, słonecznie, wiosenne... Coraz bardziej tęsknię za wiosną, więc na zimę już raczej się nie nastawiam... Zresztą tutaj u nas, to Ja z utęsknieniem zimy dłuuuugo wyglądałam. Snieg spadł zaledwie na parę godzin, spektakl w bieli się odbył i... znikł! I to pewnie był pierwszy i ostatni śnieg w tym roku, jak zwykle zresztą, także na biały puch nie ma już co liczyć.
OdpowiedzUsuńA więc?
Wiosno przybywaj!
Serdeczności!
Otóż to, z ta zimą same kłopoty ;) - czekamy, czekamy, a ona na parę dni wpadnie i koniec, a potem po koniec marca sobie o nas przypomina, gdy wszyscy już w wiosennych marzeniach zanurzeni po uszy!
UsuńPozdrowionka!
Przez chwilę miałam wrażenie, że opisujesz swoje wrażenia z pobytu na tym straszliwym ( przynajmniej dla mnie) skrawku ziemi. Wiem, że też masz uczulenie na zimno i aż Cię podziwiam za przeczytanie tej książki, a może taka metoda "klin klinem" pomaga przetrwać napady zimy. Ja zrobiłam się cierpliwa, bo przecież kiedyś będzie ciepło i " normalnie."
OdpowiedzUsuńBuziaki. :))
Ha, chciałabym, oj chciała ;) na ten straszliwy skrawek ziemi pojechać! Na chwilę oczywiście, bo ja rzeczywiście niezimnolubna. :)) Ale książkę polecam. ;)
UsuńUściski
Ja bym na tym Spitsbergenie umarła pierwszej zimy;-) aczkolwiek po cichutku marzę by odwiedzić takie miejsce z wieczną zimą i brakiem wielkiej cywilizacji. Wpaść na parę dni, nasycić zmysły białym śniegiem, czystym powietrzem i ciszą. Wyobrażasz sobie jaka tam musi być cisza w bezwietrzny dzień... Pozdrawiam słonecznie;-)
OdpowiedzUsuńOj tak! Masz rację, na całej wyspie garstka osób schowana w swoich "huttach" Tam człowiek może poczuć, że jest istnieje tylko on i świat.
UsuńBuziaki
Spitsbergen nie dla mnie, nawet latem byłoby za zimno i zbyt smutno.
OdpowiedzUsuńJak każdy wyczekuję ciepłych, słonecznych dni, ale wiem, ze pogoda kieruje się swoimi prawami. Nawet nasi przodkowie je rozumieli wymyślając przysłowia :)
Dla mnie to też nie jest przestrzeń do życia, bez zieleni bez słońca -zwiędłabym!
UsuńTeż lubię czytać przysłowia pogodowe.;)
U mnie jeszcze przed kilku dniami było bielusieńko, z grubą śniegową pierzyną. Przyszedł deszcz i w ciągu 2 dni, ta cała biel znikła. Teraz jest szaro i ,,przedwiosennie,, na szczęście słonko dosyć często wygląda i zapowiada ciepłe dni :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness :)
U nas jeszcze leżą "kępki" pośniegowe i straszą swoją urodą. ;) Ale sobota była słoneczna!
UsuńI takie słoneczne uściski wysyłam :)
Również nie umiem żyć bez promieni słonecznych i w tym świecie nie dałabym rady gdzieś na północy mieszkać. Deprecha, załamka itd na mur beton. :)
OdpowiedzUsuńJa też bym psychicznie nie wytrzymała w takich ciemnościach i jeszcze bez zieleni.
UsuńUściski :)
Tęsknota, nostalgia i przygnębienie to najczęstsze uczucia o tej porze roku. I ja nie mogę się już doczekać ciepła, które daje wiosenne słońce. Mój małżonek marzy o wyprawie na północ i ciągle mnie namawia, a ja jestem typem południowca, kocham słońce, ciepło, kwiaty, ptaki, ciepłe morze... Rozmarzyłam się :) Byle do lata, "piechotą będę szła".
OdpowiedzUsuńJa lubię północ za jej spokój i brak tłoku. ;) Ale ze słoneczkiem w parze. ;)
UsuńByle do lata, byle do wiosny! :))
Cmok
Niestety, nie potrafiłabym żyć w tych mrocznych zimowych warunkach. Już cztery miesiące zimowe z krótkim dniem są dla mnie nie do wytrzymania a co dopiero takie bez dnia i słońca w ogóle.Coraz bardzie j mi się marzy taki klimat wiesz... wiecznie słoneczny ;)Floryda i te rzeczy... ;)
OdpowiedzUsuńuściski!
Ja też nie. Masz rację, 4 ponure miesiące to szczyt wytrzymałości. ;)
UsuńLubię nasze zmiany pór roku, ale zgadzam się, że słoneczka mogłoby być więcej!
Serdeczności
Ach ja tęsknie też za słoneczkiem i ciepłem...przytłaczają mnie te zimne i pochmurne dni... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNasza tęsknota już dobiega końca! :) Już za momencik, już za chwileczkę... ;)
UsuńUściski
Jak się żyję troszkę dłużej, to rzeczywiście dostrzegamy różnicę pomiedzy pogodą z naszego dzieciństwa, a tą współcześnie. Wszystko się poprzestawiało. W moim regionie, w tym roku zimy praktycznie nie było. Zdałam sobie sprawę, że nie było zasp ze sniegiem, które pamiętam z dzieciństwa, o śniegu na święta już nie wspomnę. Od kilku dni za to mamy iście wiosenną pogodę, jest słońce i około 10 stopni na plusie. Krokusy już sie rozchylają, przebiśniegi są na wykończeniu. Zaraz zakwitną magnolie :-)
OdpowiedzUsuńU nas były w tym roku zaspy i dzieciaki lepiły super-tunelowe-igloo - ale było zabawy! Ale to była taka wyjątkowa zima. ;)
UsuńTeraz czekam na podmuchy wiosenne, bo u nas wciąż około zera.
Na magnolie trzeba jeszcze poczekać. :))
Ciekawy wpis
OdpowiedzUsuń